Obsługiwane przez usługę Blogger.

Krytyka Artystyczna

« 4. Albowiem ktokolwiek się towarzyszy ze wszystkimi żywymi, ma nadzieję, (Gdyż i pies żywy lepszy jest, niż lew nieżywy).
5. Boć ci, co żyją, wiedzą, że umrzeć mają; ale umarli o niczem nie wiedzą, i nie mają więcej żadnej zapłaty, gdyż w zapamiętanie przyszła pamiątka ich.
6. Owszem i miłość ich, i zazdrość ich i nienawiść ich już zginęła, a nie mają więcej działu na wieki we wszystkiem, co się dzieje pod słońcem.»
Eklezjasta, rozdział 9.

Vajiko Chachkhiani, autor instalacji «A Living Dog in the Midst of Dead Lions» («Żywy pies w otoczeni zdechłych lwów»), przenosi spróchciały drewniany dom, znaleziony w górzystej prowincji w zachodniej Gruzji wprost do przestrzeni Arsenału w Wenecji.

Moja uwaga przeskakuje z jednego detalu na kolejny: lampa na stole, w kuchni suche kwiaty, zdjęcie nad łóżkiem. W powietrzu kurz, pleśń, wilgoć. Zapach starości i drewna.

Nikogo nie było tutaj od wielu lat. Jest to pomnik zapomnienia.

Fot. ymlp.com

Podobnie do tego, jak imponująca sztuka może ukrywać w sobie gleboki sens, tak i nasze codzienne zycie może być pełne spektakularnych wydarzeń.

Artysta zastanawia się nad naturą psychylogicznych metamorfoz po traumatycznych zdarzeniach wojny w Gruzji. Porusza temat zaginięć zwykłych ludzi, z których każdy jest początkowym i końcowym punktem formułowania aktualnej wizji świata.

«Wnętrze się zmieni, ale wygląd zewnętrzny pozostanie taki sam. Jak traumatyczne doświadczenia przebudowują całe wewnętrzne życie człowieka»  pisze Vajiko Chachkhiani.
Fot. ymlp.com


Gruzyński autor nie zamierza przedstawiać konkretnej osoby, tylko skupia się na miejscu jej zamieszkania. Artysta bada relacje między rzeczami i ich właścicielami. Za pośrednictwem architektury i przedmiotów codziennego użytku, opowiada historię człowieka. Vajiko Chachkhiani «przekształca» zagubioną cichą chatkę w wieloznaczny symbol samotności i pamięci, wiary i werności, korzeni i bezdomności, biografii i losu. 

Jean Baudrillard pisał, że «ludzie i rzeczy są ścisle powiązane, w wyniku czego pojawia się afektywna wartość, którą przyjęło się nazywać «obecnością».

Dom jako metafora życia. Dom jako portret kobiety, która starzała się tutaj, która tu zniknęła. Wszysko zostawione jest na swoich miejscach. Ale od jakiego czasu dom zalewa woda? Pleśń już pożarła tapety, podłoga przegniła. Tego deszczu nie da się zatrzymać, nie można przewrócić wnętrzom ich wygasłego blasku. Woda jako niszczycielka życia i woda jako jego źródło.

Tak naprawdę w dachu zainstalowany jest system irygacyjny, w suficie są dziury, przez które kapie woda. Prosty pomysł nagle przeobraża zwyczajny, tradycyjny dom w filmową dekorację w stylu Andrzeja Tarkowskiego.

I nawet jeśli tajemnica techniki została odkryta, ale magia wciąż nie odchodzi, wtedy mówimy o sztuce. 

* Biennale w Wenecji 13.05 - 26.11






Polina Vashkevich
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Mówi się, że bałagan nie pozwala iść do przodu, a zbędne rzeczy zarastają kurzem wraz z ich właścicielem. Chcieliśmy, aby uczestnicy warsztatów pozwolili wpuścić do swych przestrzeni trochę świeżego powietrza, i odgruzowali je z niepotrzebnych rzeczy.

W ramach przedmiotu Przygotowanie projektów twórczych zostały zorganizowane przez studentów II roku Mediacji Sztuki warsztaty dla dorosłych inspirowane postacią Tadeusza Różewicza. Książka rzeczy niepotrzebnych to pierwsze z trzech zaplanowanych warsztatów, wszystkie z cyklu spotkań Pracowni Słowa i Obrazu organizowanych w Muzeum Pana Tadeusza we Wrocławiu. Stworzenie koncepcji i jej realizacja należała do studentów, którzy przez semestr pracowali pod okiem prowadzących.


Fot. Marta Sobala.



Główną inspiracją do stworzenia warsztatów była postać Tadeusza Różewicza. Jego poezja, jak i sama osobowość. Różewicz gromadził słowa, które rozmaicie modyfikował, w taki sposób często powstawały jego wiersze. W swoich szufladach zaś kolekcjonował nietypowe przedmioty, które można określić jako śmieci. Jednak w odpowiednim kontekście odbierane są jak dzieła sztuki. Zasadniczą ideą warsztatów było zachęcenie uczestników do odgruzowania przestrzeni, w której żyją, a która przytłacza masą niepotrzebnych bibelotów. Z autopsji wiemy jak wiele niepotrzebnych dóbr posiadamy. Zdecydowaliśmy postawić na kreatywną modyfikację przedmiotów, nadanie im nowego (chwilowego) życia. Skoro przedmiot leży okryty kurzem, dlaczego nie wykorzystać go do zabawy?

Mimo, iż zbieractwo jest charakterystyczne dla wieku dziecięcego, nie wszyscy z niego wyrastają. Nie muszą. James Clifford, teoretyk kultury, uważa, że kolekcjonowanie to ślad, pozostałość dziecka w dorosłym. Zbieractwo wiąże ściśle z obsesją, kolekcja więc jest swego rodzaju autobiografią kolekcjonera. Kolekcjonowanie to gromadzenie informacji o samym sobie. Tożsamość z góry zakłada gromadzenie dóbr, które filtrujemy i zbieramy ze względu na ich znaczenie, wartość, kontekst. Poprzez przedmioty budujemy własną tożsamość. Przedmioty te są odbiciem naszych upodobań, charakteru, wyczucia estetycznego, mówią o naszym hobby, o tym co przeżyliśmy, a szerzej o naszej kulturze. Oczywiście te wcześniej wymienione cechy z biegiem czasu i/lub zmianą właściciela mogą ulec zmianie. Dla Clifforda tożsamość jest więc rodzajem bogactwa, a bogacenie się w tym kontekście to rozwój osobisty.[1]


Fot. Marta Sobala.

Motywacje i kryteria, którymi się kierujemy przy wyborze tego co zatrzymujemy, a czego nie, bywają różne. Często ludzie zatrzymują przedmioty, ponieważ szkoda im je wyrzucić, czy uważają, że coś może się jeszcze przydać. Zbieramy, bo nam się podoba, jest przydatne czy użyteczne.

Oczywiście naszym zamiarem nie było zmuszenie ludzi do zniszczenia czy wyrzucenia swoich cennych kolekcji, a jedynie odgruzowania swojej przestrzeni, pozbycia się rzeczy niepotrzebnych. Chcieliśmy, aby warsztatowicze nadali swoim przedmiotom drugie życie, zmienili ich status ontyczny. Tak jak Różewicz dokonał recyklingu swojego tomiku poezji Zawsze fragment z 1996 roku, i dwa lata później wydał go w zmienionej wersji. Na warsztatach uczestnicy musieli wyrwać przyniesiony przez siebie przedmiot z kontekstu i włożyć go w nowy. Oczywiście uczestnicy nie przynieśli ze sobą starożytnych artefaktów, chociaż zdarzyło się, że ktoś w ostatniej chwili zdecydował się nie niszczyć przyniesionego ze sobą przedmiotu, bo uznał go za „relikt przeszłości”.

Już na samych warsztatach, po krótkim wstępie i określeniu przez nas ich celu, uczestnicy wspólnie zgromadzili na stole przedmioty. Znalazł się tam między innymi mały wiklinowy koszyczek, jeden z kolekcji koszyczków zebranych w szkole podstawowej. Zepsuty termometr, długopis, do którego nie można kupić już wkładu, ponieważ przestał być produkowany. Broszka, która już wyszła z mody czy stara puderniczka. Uczestnicy przynosili przedmioty głównie dlatego, że wyszły z mody, bo nie były już używane, bo ktoś z czegoś wyrósł, bo coś się zepsuło. Jednak z jakiś powodów żal było je wyrzucić. Każdy z uczestników opowiadał mniej lub bardziej śmiało o tym, co przyniósł. Za każdym, nawet najbardziej banalnym, przedmiotem kryła się ciekawa historia. Nasi goście słuchali siebie wzajemnie z wielkim zaciekawieniem. Przed przystąpieniem do dekonstrukcji przedmiotów musieliśmy je najpierw uwiecznić za pomocą polaroida, aparatu który drukuje zdjęcia automatycznie, od razu po ich wykonaniu. Zdjęcia były nam potrzebne do wykonania pamiątkowego albumu dla uczestników. Następnie uczestnicy przystąpili do dekonstrukcji, z pomocą przyszli im prowadzący z przeróżnymi narzędziami.

W trakcie przeróbek, nasza grupa dzielnie pomagała uczestnikom jednocześnie tworząc dla nich książeczkę rzeczy niepotrzebnych. Uczestnicy doklejali, obcinali kolejne elementy. Związywali, łamali, na chwilę zamieniając się w dzieci, po prostu się bawili. Warsztaty zakończyły się sukcesem. Uczestnicy wyszli z warsztatów bogatsi o nowe doświadczenia, ale z lżejszą torebką!


Fot. Marta Sobala.
Fot. Marta Sobala. 



Marta Sobala




Warsztat twórczy Książka rzeczy niepotrzebnych w ramach cyklu Pracownia Słowa i Obrazu odbył się dnia 7 grudnia 2017 roku. 




Bibliografia:

J. Clifford, O kolekcjonowaniu sztuki i kultury, w: "Polska Sztuka Ludowa - Konteksty" 1993, t.47 z.1, Warszawa, Instytut Sztuki PAN, 1993.


Przypisy:

1. J. Clifford, O kolekcjonowaniu sztuki i kultury, Warszawa, Instytut Sztuki PAN 1993, s. 11-12.

Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Gdzie kończy się sztuka, a zaczyna forma użytkowa? Trudno o jednoznaczą odpowiedź. Już od czasów Ludwika XII, było jasne, że mebel to nie tylko wygoda, ale także przedmiot, który ma cieszyć oko użytkownika.




fot. Wiktoria Owczarek.
Oglądając katalogi IKEA, mamy wrażenie, że oto nastała era użytkowego piękna. Skandynawska czystość i prostota, niejednego łapią za serce i.. kieszeń. Za elegancję i szykowność trzeba płacić. Mimo kosztów, jakie trzeba ponosić, ta kategoria przemysłu czy tez sztuki, ciągle się rozwija, co można zaobserwować, choćby w pracowniach Wydziału Architektury Wnętrz i na korytarzach Akademii Stuk Pięknych we Wrocławiu.

Proces kształcenia się młodych projektantów, najlepiej obserwować od samego początku. Biorąc pod lupę „PODSTAWY”-wystawę prac semestralnych oraz warsztatowych studentów Katedry Mebla, każdy uważny i krytyczny odbiorca, może zderzyć się ze ścianą pytań, które z chęcią zadałby artystom. Skąd czerpali inspiracje, co wpłynęło na wybór materiału, jaka jest ergonomia produktu. Jednak, zanim przejdzie się do analizy każdej pracy z osobna, należałoby zastanowić się, czy są to jedynie realizacje tematów zadanych przez wykładowców, czy  także próba poszukiwania własnej, twórczej ścieżki projektowej. Wydawałoby się, że połączenie tych dwóch wymogów powinno być jedynym słusznym rozwiązaniem, co w dużym stopniu można zaobserwować w pokazanych na wystawie projektach i ich częściowych realizacjach. Przyglądając się z bliska poszczególnym pracom, nie trudno uśmiechnąć się z sympatią. Stół o podstawie skonstruowanej z grabi, można mieć wrażenie, że został zaprojektowany w sposób żartobliwy; korespondujący z sielankowością działkarzy i ich tajemniczymi konstrukcjami budowanymi na utopijnych zielonych poletkach. Inny okaz, mały taborecik z lustrem, sprawia wrażenie nieco bardziej wyrafinowanego. Fikuśny stołeczek czy toaletka?  To zapewne zabawa z formą i poszukiwanie nowej linii czegoś, co już znamy. Warto również zwrócić uwagę na ciekawą wariację ławy, składającą się z dwóch symetrycznych segmentów, połączonych skórzanymi pasami.  W tym przypadku interesujący jest dobór wykorzystanych materiałów, bardzo kontrastowych w swojej strukturze, ale jednocześnie doskonale do siebie pasujących.



fot. Wiktoria Owczarek.


Prostota formy, solidne materiały, a przy tym wszystkim pewien ideowy dowcip - tak studenci II roku Architektury Wnętrz, radzą sobie z figurą mebla we współczesnym świecie. Dzisiejszy konsument, ceniący sobie czas i pieniądz, wymaga coraz więcej. Tempo życia użytkowników, narzuca projektantom pewne cechy produktu. Sprostanie takim wymaganiom nie jest wcale łatwe, ale młodzi artyści wydają się być na dobrej drodze. Prace, które zostały przedstawione, wydają się wpasowywać w IKEOWSKĄ estetykę, będącą pionierką na rynku meblarskim, skierowanym do szerokiego grona odbiorców. Czystość wykonania, funkcjonalność, dobre wzornictwo i przystępne gabaryty, to cechy zarówno projektantów skandynawskiej firmy, jak i studentów wrocławskiego ASP.

Biorąc pod uwagę tytuł wydarzenia „PODSTAWY” oraz etap edukacji artystów, można wnioskować, że to dopiero początek ich twórczej ścieżki kariery. Nie można oczekiwać, że prace będą doskonałe, wystarczy, że dobrze zapowiadają przyszłe pokolenie polskich projektantów











Wiktoria Owczarek
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Sztuka, czy może pełnić formę nie tylko wizualnego piękna, ale również być autoterapią dla artysty. Czy można powiedzieć o tworzeniu że jest autoterapią samego siebie, czy dzięki tworzeniu przekraczamy barierę myślenia i wchodzenia poza schemat.


Fot. Andrea Rutkowska.


Te czy inne pytania zadaje sobie w swojej twórczości studenta III roku Mediacji Sztuki na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, Andrea Rutkowska. Na Finisażu wystawy zatytułowanym ,,Idée fixe” młoda artystka na moment odkrywa swoje myśli przed widzem, pokazując mu swój wewnętrzny świat. Ale zacznijmy od tego że prace studentki można było zobaczyć jedynie jednego wieczora, mianowicie 30 października 2017 roku w dość nietypowym przestrzeni studia tatuażu Cleanfun, co już świadczy o tym że wystawa wychodzi ze sztywnych ram wystawienniczych. Jak mówi sama autorka prac jej działania plastyczne to swojego rodzaju autoterapia, za której pomocą tworzy ,, mapy swojego układu nerwowego” dając drugiemu człowiekowi chwilę na pochylenie się nad jej myślami, snami i problematyką jaką zawierają jej prace.

Andrea Rutkowska tworzy obrazy wyrwane ze snu. Ich sensualność i autobiograficzność są ściśle związane z przeżyciami młodej kobiety. To, co doświadczamy w ciągu naszego życia ma silny wpływ na kształtowanie naszego charakteru a co za tym idzie wewnętrznego ja, które popycha ludzi sztuki do tworzenia jedynych w swoim rodzaju eksponatów.

Młoda artystka tworzy dzieła, które łączą w sobie wiele technik: malarstwo, fotografię przedmioty używane na co dzień, które mają dla autorki sentymentalne znaczenie, jak np. smoczek, na jednym z obrazów, komponuje się w strukturze dzieła jako główny element. Obraz ten pokazuje widzowi jak silne ma znaczenie dla każdego dzieciństwo i że człowiek od najmłodszych lat kształtuje się na postać, jaką będzie w przyszłości. Sama artystka mówi o swoich pracach ,,asamblaże tworzone z przedmiotów”, które są z różnych okresów w jej życia.

Wchodząc do przestrzeni, w której była prezentacja prac, przechodzimy na drugą stronę lustra do krainy fragmentów myśli, wyrwanych pojęć i momentów z życia. Sensualność prac i ich kobiecość jest nacechowana autobiograficznym spojrzeniem na świat obrazy odsłaniają nam fragmenty myśli kobiety która tworzy swoje wewnętrzne,,ja”. W asamblażach widać inspiracje danymi mistrzami. Dokładnie widzimy na jednym z obrazów bez tytułu podobieństwo do prac Gustava Klimta. Praca ta przedstawia rozmazaną, nieostrą postać kobiecą, która tułów ma zbudowany z plastiku a kolorystyka czerwieni i czerni daje jej swoisty wymiar i charakter, jaki staje się w odczuciu odbiorcy cechą prac studentki.

Każdy młody artysta poszukuje własnej drogi, swojego unikatowego przekazu. Jedni zdobywają to poprzez ruchy pędzla, inni zaś za pomocą specyficznego poczucia estetyki. Andrea Rutkowska w swoich pracach zamieszcza to co ją trapi, cieszy i boli. Daje widzowi emocje, które trudno powtórzyć, sięgające w głąb odbiorcy przenikające go i dotykające najczulszego organu człowieka, czyli serca.






Łukasz Kwiliński





Finisaż wystawy ,,Idée fixe” odbył się 30.10.2017 roku w studio tatuażu Cleanfun we Wrocławiu.


Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze

Wolny tekst o próbie zmierzenia się z ideą wystawy Interwencje/Mediacje, która miała miejsce w Bibliotece na Wyspie Piaskowej, budynku należącego do Uniwersytetu Wrocławskiego. W wystawie która odbyła się 5 stycznia 2018 roku wzięło udział ponad 50 artystów, profesorów oraz studentów ASP. Każdy z obecnych miał za zadanie przygotować pracę korespondującą z miejscem wystawienniczym, stąd też tytuł wystawy.





W momencie przekroczenia drzwi budynku biblioteki zastanawiałem się, co mógłbym na tej wystawie pokazać, jaka była by moja interwencja, jaka mediacja. Do scalenia dwóch rzeczowników brakowało mi jeszcze jednego, który mógłby połączyć oba w całość . W pierwszym momencie przywołałem słowo pamięć, do którego odniosę się w dalszej części tekstu. Wróćmy do początku, czym jest interwencja, w ścisłym tłumaczeniu jest wejściem pomiędzy, mieszaniem się do czegoś, aby osiągnąć zamierzony cel. W przypadku mediacji mamy tu dwa znaczenia: pierwsze związane z kierunkiem na Akademii Sztuk Pięknych – czyli połączeniem różnych mediów ze sobą; drugie zaś to dobrowolna, poufna metoda rozwiązywania sporów. Co ciekawe bez interwencji nie ma mediacji, jeśli mówimy o drugim przypadku, w którym dochodzi do rozwiązywania sporów. Tytuł wystawy sprytnie przemyca idee przedsięwzięcia.





Lekcja pokory



Mediatorami byliśmy my (ja) ,stroną zaś budynek biblioteki i prace, które mieliśmy przygotować. W procesie (interwencji) powinna zajść komunikacja pomiędzy dwiema stronami. Zastanawiałem się, jakie prace powinienem pokazać na wystawie, aby oddać cześć i szacunek miejscu, jakim jest biblioteka na Wyspie Piasek, jej historii. Biblioteka to jednak przede wszystkim zbiór książek, a więc myśli, to potenciał intelektualny ludzi, to woluminy, które przez tyle lat zamieszkiwały te wnętrza. Z pokorą spoglądałem na ogromne półki już bez książek, wielkie drzwi do sal obecnie wykładowych, okna, przez które wpadało rozproszone światło. 

Fot. Jan Zawadzki.



Cisza, wszyscy obecni jakby spokojniejsi, są miejsca które zamykają nam usta, uspokajają, uczą pokory, szacunku. Przechadzając się po budynku myślałem o “Zapisie Sociologicznym” Zofii Rydet, próby zebrania kondycji polskiej wsi i ludzi w latach 1978-1990. To czyste fotografie mieszkańców w swoich domostwach, czarno-białe odbitki, mocna lampa błyskowa. Skąd moje skojarzenie dotyczące fotografii Rydet i wnętrza opustoszałej biblioteki?


Fot. Jan Zawadzki.

Fot. Jan Zawadzki.


Architekturze należy oddać szacunek. Pion i pozim odgrywa ważną rolę. Kamera, statyw, dość szeroki obiektyw na tyle ile pozwala architekt, czarno biały film. Fotografia wnętrza, czysty zapis tego, co tu i teraz. Tak jak u Rydet tu wnętrza stanowią o obecności-nieobecności. Czy ja zapisałem swoją obecność na kartach biblioteki na Wyspie Piaskowej, czy ktoś będzie o tym pamiętać? Bo przecież o pamięć tu chodzi, to ona odgrywa tu najistotniejszą rolę, bez niej nie byłoby nas, to właśnie ona kieruje w przyszłość.

Fot. Jan Zawadzki.


Jan Zawadzki




Wystawa zorganizowana przez Katedrę Mediacji Sztuki we współpracy z Uniwersytetem Wrocławskim.

Wernisaż odbył się 5.01 (piątek) o godz. 17.50, w budynku dawnej Biblioteki Uniwersyteckiej na Piasku, ul. Św.Jadwigi 3/4, I piętro.
  
Informacja o wydarzeniu na stronie Akademii Sztuk Pięknych:

http://www.asp.wroc.pl/?module=News&controller=Read&action=news&id=11513


Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
„Nowo powstała Pracownia Biżuterii rozszerza pojęcie projektowania na obiekty nie tylko w klasycznym rozumieniu „biżuterii jubilerskiej” – zajmuje się projektowaniem przedmiotów wyrażających związki kulturowe, osobowość czy też stan emocjonalny”- pisze Prof. Agata Danielak-Kujda, na stronie Muzeum Narodowego. Okazją do sprawdzenia tych założeń była wystawa towarzysząca „Modzie na Cranacha”.

Fot. Wojciech Chrubasik.
Część prac była jedynie inspirowana formą biżuterii z obrazów Cranacha. Niektóre bezpośrednio wykorzystywały motywy z płócien malarza. Ale były też takie, które biżuterię wykorzystały jako kontekst do zadania pytań o mechanizm określania wartości. Złoto to metal, który ludzie darzą nieuzasadnionym szacunkiem, niemal od początków swojego istnienia. Dlaczego? To pytanie, które może sprowokować jedna z prac na tej wystawie; dość znacznie odbiegająca od reszty, ze względu na materiał, z którego została wykonana. Autorka (Wiktoria Owczarek, II rok, Mediacja Sztuki) wykorzystując kable elektryczne, odtworzyła formę wszechobecnego w malarstwie Cranacha, naszyjnika. Taki wybór wydaje się nieprzypadkowy. Tego  typu ozdoba na Cranach'owskich obrazach ma zazwyczaj podkreślić status społeczny portretowanego. Ma manifestować jego zamożność, tak by widz od razu wiedział z kim obcuje. Zresztą nie tylko pozujący u Cranacha mieli tę słabość. Dzisiejsze ulice także skrzą się od złotych naszyjników, często dla kontrastu umieszczanych na śnieżnobiałym dresie. A portale internetowe pełne są zdjęć twarzy z wypaloną słońcem złotawą karnacją.
Fot. Wojciech Chrubasik.
Audiofile cenią sobie złote kable, twierdząc, że znacznie lepiej przewodzą sygnał, który potem trafia do ich uszu.  Styki w każdym dobrym sprzęcie elektronicznym również powinny być złote. Patrząc na naszyjnik w gablocie nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy pod ordynarną, gumową powłoką, nie znajdziemy złotych drutów. Prawdziwy materiał jest ukryty. Zabezpieczony przed działaniem otoczenia i naszymi oczami. To przewrotne działanie, które może być krytyką ekshibicjonistycznego podejścia modeli Cranacha. A może jedynie zwróceniem uwagi na naturalny proces, w wyniku którego zamknęliśmy tak drogi nam metal wewnątrz równie drogich smartphon'ów, smartwatch'y i słuchawek; zakładając sobie na szyję kolejne zwoje kabli łączących nas z rzeczywistością wirtualną. Analiza tylko jednej pracy z wystawy biżuterii towarzyszącej wystawie „Moda na Cranacha”,  okazuje się potwierdzać słowa prof.  Agaty Danielak-Kujdy. Obiekty wykonane przez studentów wrocławskiej ASP, to nie jedynie pokaz umiejętności jubilerskich. Każdy z prezentowanych przedmiotów niesie ze sobą pytania o funkcje biżuterii. Jest umiejętnym wykorzystaniem formy do zadawania pytań o współczesność, nawet tym, których interesuje jedynie powierzchowność.





 Oskar Kolbert




Moda na Cranacha - biżuteria, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, 4.12-30.12.2017.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

Autor: Polina Vashkevich.

Wystawa, której udało się połączyć dwa kierunki oraz dwie wrocławskie uczelnie przyciągnęła wiele osób na wernisaż, oprowadzania kuratorskie jak i na samodzielne zwiedzanie. Artyści wrocławskiego ASP oraz Katedra Judaistyki na UWr podjęły wspólny dialog, dotyczący dawnych, jak i obecnych czasów Biblioteki na Piasku, który okazał się sukcesem dla obu stron.

Dnia 5 stycznia 2018 roku odbyła się pierwsza w tym roku wystawa Katedry Mediacji Sztuki, Podyplomowej Mediacji Sztuki Współczesnej oraz Koła Naukowego Mediacji Sztuki – „Interwencje/Mediacje”. Wydarzenie miało miejsce w - zasłużenie zapisanej na kartach historii Wrocławia - Bibliotece Uniwersyteckiej na Piasku. Zabytkowe mury przystani książek na zaproszenie prof. dr. hab. Marcina Wodzińskiego (kierownika Katedry Judaistyki na Uniwersytecie Wrocławskim), stały się przestrzenią dla artystów, a także mediatorów do wyrażenia swoich odczuć, przemyśleń na temat historii samego budynku jak i historii, kultury żydowskiej, a także samych książek.


Fot. Wojciech Chrubasik.

W wystawie wzięło udział ponad 50 artystów, zapełniając swoją sztuką przestrzenie na pierwszym piętrze barokowego budynku. Odbyły się performanc’e Łukasza Kwilińskiego, który przy wejściu na piętro wystawy w rytm swojego oddechu tworzył sporych rozmiarów obraz, tytułując zabieg „Sensualność”. Ewa Sonnenberg recytowała swój wiersz, „List między kwiatami jabłoni”, napisany specjalnie na to wydarzenie. Maria Bitka natomiast wykonała swój performance zatytułowany „Zaś wyrzucenie takiej masy książek do rzeki mogłoby spowodować poważne i długotrwałe zakłócenie w jej biegu”.

Prace na wystawie zostały umieszczone w sześciu salach, jak i korytarzu. Zaraz przy wejściu na piętro wystawy, przy wykonującym swój performance Łukaszu Kwilińskim, znalazły swoje miejsce, symbolicznie odsłonięte na początku wernisażu, zegary. Zegary są „dobrymi życzeniami” od artystów dla Katedry Judaistyki. Praca nawiązuje do historii Piasku, będąc zrazem reprodukcją zegara wiszącego przy wejściu do skrzydła, w którym odbywa się wystawa, a który stanął na godzinie 17.50 ( stąd też symboliczna godzina otwarcia wystawy). Druga natomiast część pracy to nowy, działający zegar, który ma odmierzać czas w nowych przestrzeniach zagospodarowanych przez Katedrę Judaistyki.

Pracami, które mi szczególnie utkwiły w pamięci jest Anny Chmielowiec „Buty Maryji”. Umieszczona nad drzwiami do sali 103 w bibliotecznych przestrzeniach. Nawiązuje do zniszczonej w trakcie wojny figury Matki Boskiej nad portalem wejściowym – ostały się tylko fragmenty sukni i stopy. Praca Anny Chmielowiec w inteligentny oraz poetycki sposób nawiązuje do tych wydarzeń i tekstu umieszczonego na ścianie. Autorka przed tekstem zawiesiła damskie, czerwone buty, na obcasie, w stylu retro. Bardzo ciekawym obiektem był również obraz Marceliny Groń i Katarzyny Gemborys. Wykonana z niezwykłą pieczołowitością strona z XIII wiecznych ksiąg Tory, które udostępniła nam biblioteka judaistyczna, w sporym powiększeniu robiła oszołamiające wrażenie na zwiedzających.

Fot. Wojciech Chrubasik.

Po wystawie odbyły się koncerty zespołów Żółć oraz Czarny Latawiec, które wprowadziły odbiorców w mistyczny nastrój. Zaplanowano również oprowadzania kuratorskie, prowadzone przez kuratorkę wystawy, Agnieszkę Kłos, w dniach 8 i 29 stycznia 2018 roku. Podczas tego spotkania prace uczestników wystawy zostaną omówione w kontekście historii budynku, jak i samego miasta Wrocławia.
Wernisaż, jak i wystawa w sposób ciekawy przypomniała gościom historię Piasku, a niektórych zainspirowała do ponownych odwiedzin. Wydarzenie, chociaż przygotowywane w pośpiechu, gdyż artyści na przygotowanie wystawy mieli niecałe dwa tygodnie, ostatecznie okazało się wspaniałą inicjatywą i zjednoczeniem dwóch katedr i uczelni, które mogą czerpać od siebie wzajemnie wiele inspiracji.



Jagoda Kolanus

Wystawa "Interwencje/Mediacje", 5.01.2018 - 30.01.2018.

Wydarzenie na Facebooku "Interwencje/Mediacje"

Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze






Prace Krystyny Cybińskiej w piękny sposób tłumaczą, czym jest barwa dla materii i czym może się stać materia dla barwy. Wystawa zatytułowana „Barwy materii” prezentująca jej dzieła ceramiczne odbyła się w dniach 29 września – 10 października 2017 roku. Wydarzeniem towarzyszącym był uroczysty finisaż.



Fot. Iraida Hunczak.

Krystyna Cybińska jest wybitą artystką, wspaniałym pedagogiem silnie związanym z historią Akademii Sztuk Pięknych im. E. Gepperta we Wrocławiu. Jej prace znajdują się w kolekcjach muzeów Wrocławia, Pragi, Genewy, Siklos. Za swoją działalność była wielokrotnie nagradzana. Inspiracje czerpie z natury. Formy, które tworzy przywodzą na myśl tradycje ceramiczne kultury śródziemnomorskiej. Świadomość materii, wysoki poziom rzemieślniczy oraz malarskość autorskich szkliw są jej wizytówką.
Krystyna Cybińska jest osobą pełną energii, która nie przerwanie tworzy, czerpiąc z tego radość. Obcowanie z jej dziełami jest bardzo przyjemnym doświadczeniem udowadniającym że naczynia są obiektami sztuki.

Na wystawie widzowie mogli oglądać nie tylko ceramikę. Piękna i przemyślana ekspozycja została wzbogacona tkaninami prof. Wojciecha Sadleya i Kamila Hali.  
Wojciech Sadley jest profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, sztuką collage, tkaniną unikatową i eksperymentalną oraz kompozycją przestrzenną.
Kamil Hala to projektant, właściciel autorskiej Pracowni Krawiectwa Artystycznego we Wrocławiu. Absolwent Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi na kierunku wzornictwo, specjalność projektowanie ubioru. Laureat wielu międzynarodowych nagród, współpracujący z czołowymi polskimi stylistami.


Fot. Iraida Hunczak.

Dominującymi barwami były morskie błękity, bursztynowe brązy, szmaragdowe zielenie, miedziane pomarańcze. Zwiewność i transparentność jedwabnych tkanin dodała uroku przestrzeni wystawienniczej dobrze współgrając z prezentowanymi obiektami. Zarówno w tkaninach, jak i w ceramice widać inspiracje naturą. Obłe, błyszczące naczynia ceramiczne kojarzą się z wyszlifowanymi nadmorskimi kamieniami, a rozwieszone materiały przypominają fale morskie, pajęczyny lub kolorowe zbocza górskie bogate w minerały.



Fot. Iraida Hunczak.



Podczas uroczystego finisażu wystawy, który odbył się 10 października 2017 roku profesor Krystyna Cybińska opowiedziała gościom o swojej twórczości i inspiracji oraz została nagrodzona Medalem Zasłużonych dla Wrocławia.


Iraida Hunczak



Prof. Krystyna Cybińska, Prof. Wojciech Sadley, Kamil Hala.
„Barwy materii”, od 29.09 do10.10.2017r.
Galeria Neon, ul. Traugutta 19/21, Wrocław.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze


Nie wyrzucamy starych gazet ani rolek po papierze toaletowym, ponieważ żyjemy w czasach, w których wszystko powinno być ‘eko’, ‘bio’ i ponownie wykorzystane. W myśl tej modnej zasady wpisały się studentki Mediacji Sztuki z ASP we Wrocławiu, prezentując swoje prace na wystawie „Działamy bo chcemy - Samorząd Studencki”. Czy ze śmieci można zrobić sztukę?




Fot. Joanna Kozłowska.




W Galerii Sztuki Współczesnej MD_S odbyła się wystawa zbiorowa „Działamy bo chcemy - Samorząd Studencki” członków Samorządu Studenckiego ASP we Wrocławiu w roku akademickim 2017/2018, trwała od 16 do 26 listopada 2017 roku. Brali w niej udział studenci wszystkich wydziałów: Malarstwa i Rzeźby, Grafiki i Sztuki Mediów, Ceramiki i Szkła oraz Architektury Wnętrz i Wzornictwa. Została zorganizowana z myślą o całej społeczności studenckiej, ponieważ uczestnicy jako organ reprezentatywny, chcieli dać się poznać poprzez swoją twórczość.



Nie można stwierdzić, że cała wystawa była przygotowana z przesłaniem ponownego użycia surowców wtórnych. Należy jednak zaznaczyć, że mediatorzy sztuki - rzeźbią i malują, rzeźbiarze – fotografują, a studenci Renowacji Szkła i Ceramiki oraz Scenografii robią filmy autorskie. Tak wygląda przekrój twórczości członków SS, podkreśla to ich otwartość i szerokie spektrum zainteresowań. Wczytując się w podpisy prac przygotowane przez autorów, dowiedziałam się, że część studentów jest już po szkołach plastycznych, a zmagania na tym polu prowadzą od wielu lat. Równie ciekawe jak prace były wspomniane opisy - autorskie wizytówki. Dzięki nim poznajemy wykształcenie, zamiłowania, osiągnięcia oraz różne ciekawostki, które właśnie autorzy uznali za istotne w swojej prezentacji. Prace reprezentowały poziom artystyczny oraz ujawniały w jakim medium autor czuje się komfortowo. Odwaga i chęć eksperymentowania, takie cechy można przypisać uczestnikom wystawy.



Przedstawicielkami Katedry Mediacji Sztuki były Stefania Gazda z rzeźbą recyklingową, wykonaną z rolek po papierze toaletowym oraz Ida Sielska z połączeniem technik malarskich, z kolażem. Gazda wykorzystała do stworzenia swojej pracy dużą ilość tekturowych rolek, świadczy to o długim procesie twórczym oraz wytrwałości w dążeniu do celu. Rzeźba nosi przekorną nazwę „Tron”. Całość została oświetlona od tyłu, nadawało to majestatu wykonanej instalacji. Praca nie była wykonana perfekcyjnie, widać w użytych materiałach, że są to rzeczywiste odpadki, a nie sztucznie wykonane tuby, imitujące tylko rolki po papierze toaletowym. Bazując na twórczości recyklingowej Gazda nadała nowe znaczenie wykorzystanym przedmiotom. Sam tok myślenia podkreśla dużą kreatywność autorki. Wspomnę, że Stefania Gazda jest nie tylko studentką Mediacji Sztuki i przedstawicielką Samorządu Studenckiego, ma również wyższe wykształcenie w dziedzinie matematyki, co świadczy o naprawdę nieprzeciętnym umyśle. Całość została uzupełniona o dwa szkicowniki zawierające rysunki portretowe – szybkie szkice, ponieważ autorka jest też zdolną rysowniczką. Ściany otaczające zostały wyklejone kolorowymi karteczkami, na których zwiedzający mogli zostawiać komentarze. Miało to umożliwić wejście w interakcje z wystawioną pracą i twórcą. Gazda w swoich pracach pokazała różne zainteresowania oraz jako mediator sztuki starała się nawiązać poprzez nie dialog z widzem.



Fot. Joanna Kozłowska.


Ida Sielska wystawiła malarstwo połączone z kolażem pt. „Wyciąg”. Do stworzenia kolaży wykorzystała stare gazety. Prace miały charakter estetyczny, nie były to rebusy, które czekały na rozszyfrowanie. Nie należy w nich doszukiwać się ukrytego symbolizmu. Autorka pisze, że odebrała zdjęciom ich znaczenie, traktując je jako wzory. Dostrzec jednak należy, że komentarz twórcy może wprowadzać nas w błąd. Sielska igra z odbiorcą, ponieważ przedstawia prace, które mają być odbierane wizualnie, a każdy inteligentny widz zauważy, że te obrazki mają znaczenie. Są zaszyfrowanymi myślami autorki, które każdy może interpretować indywidualnie opierając się na wyróżniających treściach. Gwiazda Dawida jest jednym z wzorków, który ciężko odbierać bez nadanego mu symbolicznego znaczenia. Sielska pokazuje inteligentne obrazki, sprytnie komentując, że są bezznaczeniowe, jak gdyby kierowała swoje prace do bardziej ambitnych odbiorców.


Celem wystawy była konfrontacja odmiennych postaw twórczych przedstawicieli różnych wydziałów. Jednak zauważalną, poza różnorodnością prac, była rozmyta spójność. Wystawione zostało malarstwo, rysunek, projekty architektury wnętrz, kolaż, instalacje, rzeźba, filmy autorskie, druk typograficzny, kostium kreacyjny oraz kilka technik mieszanych. Najmocniejszą pracą był kostium kreacyjny inspirowany trzciną wodną, jego forma uległa syntezie przez co sam uległ geometryzacji. Zdecydowanie dominował w sali.


Każdy ze studentów pokazał w czym czuje się dobrze, a tym samym dał się poznać jako twórca. Było to zgodne z założeniem wystawy. Jest to potrzebne działanie, ponieważ SS to przedstawiciele całej społeczności, wszystkich studentów, a środowisko artystyczne jest bardzo zróżnicowane. W ubiegłym roku odbyła się pierwsza taka wystawa - przedstawicieli społeczności studenckiej. Możliwe, że to wydarzenie stanie się coroczną tradycją. Dobrze jest wiedzieć, że jako autorzy sięgają po różne rozwiązania, świadczy to o ich otwartości i gotowości do działania.




Joanna Kozłowska





„Działamy bo chcemy - Samorząd Studencki”, Samorządu Studenckiego ASP we Wrocławiu w roku akademickim 2017/2018, Galeria Sztuki Współczesnej MD_S we Wrocławiu, 16 - 26.11.2017.


Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Podejmując współpracę z artystami oddalonymi o tysiące kilometrów nie tylko jej satysfakcjonujący wynik, ale również i kość niezgody pod względem różnicy poglądów. Grupa Drawing Lab Wrocław wraz z formacją Art Trace Gallery mieszczącej się w Tokio, udowodnili publiczności z dwóch krańców świata, że taka współpraca może zakończyć się owocnie.
Fot. Michalina Staniszewska.
 
Każde połączenie sił z artystą spoza rodzimego kraju, obfituje w nowopoznane zwyczaje i maniery z którymi nigdy wcześniej nie mieliśmy szansy się spotkać. Tego typu interakcje pozwalają nam się rozwijać zarówno pod względem artystycznych inspiracji, jak i otwartości wobec innych perspektyw kulturowych. Tym razem to wrocławscy artyści podjęli się tego wyzwania i wraz z japońską grupą twórców, zorganizowali dwie wystawy na terenie rodzimych państw. Pierwsza część projektu miała miejsce w Tokijskim Art Trace Gallery na przełomie września i października 2017 roku, i trwała nieco ponad miesiąc. W tej części to członkowie grupy Drawing Lab Wrocław prezentowali swój dorobek artystyczny, a w skład ten wchodziły prace m.in. Przemka Pintala, Wojciecha Pukocza oraz Anny Kołodziejczyk.




Druga część projektu odbyła się na terenie budynku Akademii Sztuk Pięknych im.Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, w galerii Neon i trwała od 12.12.2017r. do 05.01.2018r. Wystawione prace należały do Daisuke Aoyamy, Haruki Kudo, Masako Hayashiego, Masako Suzuki, Mitsutoshi Burna, Tatsuya Mukaiyamyo oraz Tomoyuki Higuchiego. Każdy z artystów wiernie odniósł się do tematyki wystawy jaką były nowe media rysunkowe, jednak na swój własny, unikalny sposób. Pojawiły się zarówno kolaże szybkich szkicy wykonanych na karteczkach samoprzylepnych, jak i geometryczne kompozycje stworzone przy pomocy farb olejnych. Pierwszym co rzuca się w oczy, to potężna ilość wcześniej wspomnianych małoformatowych szkicy autorstwa Mitsutoshi Burna, który pozostawił swój ślad we Wrocławiu w roku 2016, organizując rysunkowy performance w galerii sztuki współczesnej BOSA. Pomijając kolaże, artysta również zaprezentował około trzymetrową postać namalowaną na szarej tekturze, która wielokrotnie pojawia się w jego pozostałych pracach oraz na plakacie promującym "DOUBLE LINE". Małoformatowe szkice zatytułowane "nontitled", przypominają zapiski z codziennych refleksji, które przeważnie wpisane są w tułów tej samej, bądź bardzo podobnej do
wcześniej wspomnianej postaci. Łatwo można wywnioskować, że z Burna wręcz wylewają się pomysły, a on stara się je wszystkie przenieść na papier, ledwo nadążając. Łudząco podobne kolaże zaprezentował Tomoyuki Higuchi, w "Test frequency". W jego pracach natomiast można zauważyć powtarzający się wzór pionowych pasków oraz towarzyszące im neonowe kolory. Tematyka ogranicza się do szybkich szkiców twarzy wykonanych ołówkiem oraz bliżej nieokreślonych kształtów wkomponowanych w pionowe paski.




Fot. Michalina Staniszewska.

Instalacja Haruki Kudo pt. "Childern's house in ant town", pozwala odbiorcy poznać realia dzieci żyjących w tzw. "Ants Towns", które zaistniały w Japonii po drugiej wojnie światowej. W tym okresie bieda na terenie Japonii znacznie wzrosła i społeczeństwo zaczęło tworzyć własną, niezależną wspólnotę, która mieściła się w Sumida Park, w Tokio. Autorka stworzyła instalację na którą składają się trzy ściany z rysunkami jej autorstwa oraz rozłożonymi matami w jej środku, z myślą o przekazaniu polskim odbiorcom wyobrażenia przeciętnego domu w Ants Town. Zarówno Tatsuya Mukaiyama, jak i Daisuke Aoyama nieco odeszli od techniki rysunku i sięgając po farby, zaprezentowali razem pięć różnych od siebie kompozycji. Tatsuya poszedł w kierunku geometrycznej abstrakcji, "A thousand of aspects" i "Boards", natomiast pozostałe trzy prace autorstwa Daisuke, "Bunny", "Noisy beside" oraz "Rectangle in frame", zostały stworzone przy pomocy minimalistycznych środków wyrazu. Na "Rectangle in frame" składają się dwie kopie "Noisy beside", wykonane w czerni i bieli, przeciwnie do oryginału. Kompozycja dziesięciu grafik wykonanych tuszem i kredką, zatytułowanych "orbits, locations, structures", autorstwa Masako Hayashi, przykuwa uwagę głównie ze względu na zachowaną niezwykłą dbałość o szczegóły, a zarazem prostotę i dosłowność. Autorka prezentuje dziesięć, na pierwszy rzut oka podobnych struktur, jednak po poświęceniu im dłużej chwili, można spostrzec różnorodne i wielopłaszczyznowe sieci skał. Ostatnia z przedstawionych prac należy do Masako Suzuki, której ekspozycja nieco różni się od pozostałych. "something about pink and green" to barwny kolaż wykonany w technice animacji do której autorka dodała bliżej niezidentyfikowane dźwięki. Na kolaż składają się bryły geometryczne wprawione w ruch, figury płaskie oraz komiksowe kadry, a to wszystko utrzymane w jaskrawych kolorach na kontrastującym białym tle. Na wystawie dostępne również były katalogi zdjęć z wcześniejszego dorobku japońskich artystów, które tylko stanowiły dowód na to na jak wielu płaszczyznach potrafili się oni poruszać.





Fot. Michalina Staniszewska.

Drugą część projektu "DOUBLE LINE" charakteryzuje umiejętne ograniczenie środków wyrazu oraz rozmaitość tematyki prezentowanych prac. Pomimo, że media rysunkowe są z reguły dobrze znane wszystkim, formacja Art Trace Gallery udowodniła, że wciąż można wyłamać się z ustalonych barier i wykazać się indywidualnością. Pokazali również, że do przekazania swojej idei nie jest potrzebny ani duży format, ani wyrafinowane narzędzia pracy. Skromność i minimalizm to coś, czego nigdy nie będzie za wiele, a współpraca z artystami z zagranicy może nas nauczyć jeszcze więcej.



                                                                                                                                                                                                                                                           Michalina Staniszewska





Wystawa "DOUBLE LINE", Galeria NEON, 12.12.2017 - 05.01.2018.



Oficjalna strona ART TRACE GALLERY
Oficjalna strona THINK THANK LAB 









Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Newer Posts
Older Posts

Kim jesteśmy?

Krytyka Artystyczna to przedmiot warsztatowy na kierunku Mediacja Sztuki, prowadzony pod kierunkiem dr Agnieszki Kłos na Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu.
Piszemy teksty krytyczne, artykuły, recenzje z aktualnych wydarzeń kulturalno-artystycznych w szkole, naszym mieście i regionie.

Facebook

Facebook Krytyki Artystycznej

Instagram

Instagram Krytyki Artystycznej

Stare Dzieje

Archiwalny Blog Krytyki

Archiwum Bloga

  • czerwca (1)
  • maja (33)
  • stycznia (19)
  • czerwca (8)
  • maja (15)
  • kwietnia (2)
  • stycznia (20)
  • grudnia (1)
  • czerwca (20)
  • maja (9)
  • kwietnia (2)
  • marca (1)

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates