Obsługiwane przez usługę Blogger.

Krytyka Artystyczna



Moc i delikatność, dwa z pozoru odmienne, sprzeczne pojęcia, wzajemnie wykluczające się. Jednak po dłuższym przeanalizowaniu, zauważalne jest, że istnieje  między nimi pewną harmonia, wzajemne uzupełnienia się oraz więź tworząca między nimi połączenie idealne. W konfiguracji ze sobą istnieją jako złoty środek, do którego każdy z nas powinien zmierzać, aby osiągnąć pełen spokój i harmonie.

Pod tak wyjątkowym tytułem ,,Moc i delikatność”, została otwarta najnowsza wystawa zaaranżowana w przestrzeni Galerii Neon, znajdująca się w gmachu Akademii Sztuk Pięknych przy ulicy Traugutta. W artystycznym wydarzeniu wzięło udział czterech artystów  związanych zawodowo z Akademią, prof. Jacek Jarczewski, prof. Łukasz Morawski, prof. Aleksander Marek Zyśko oraz prof. Anna Maria Kramm.



Fot. Karolina Kopka.



Wystawa prezentuje prace kilku różnych dyscyplin artystycznych, w których głównie pracują artyści biorący w niej udział. Należą do nich: malarstwo, rysunek oraz rzeźba. Przestrzeń wystawiennicza została w  znacznej części poświęcona pracom  Jacka Jarczewskiego. Zaprezentował on serię malarskich dzieł, poświęconych dotychczasowej technice, w której się specjalizuje, mianowicie w technologii haptycznej. Metoda ta polega na tworzeniu obiektów wizualnych, które wyróżniają się swoją namacalną strukturalnością oraz wyraźną, grubą fakturą. Dzięki tej technice odbiorca może lepiej  komunikować się z daną pracą, odbierać ją za pomocą zmysłu dotyku, a co za tym idzie, odczuwa  dane dzieło jako bardziej autentyczne, prawdziwe i bliższe jemu samemu. Metoda ta jest często wykorzystywana podczas pracy z osobami niewidomymi, dla których pobudzanie zmysłu dotyku wspaniale wpływa na wyobraźnię oraz pozwala zobrazować daną pracę w ich umysłach. Termin haptyczności tak naprawdę znalazł się w terminologii malarskiej dzięki Jackowi Jarczewskiego, który to zadebiutował swoim dyplomem ukończenia Akademii, gdzie zaprezentował nową technologię, tym samym stając się jej prekursorem. Aktualnie wielu artystów wykorzystuje w swojej twórczości tę technikę, między innymi polski architekt Jan Sikora, autor projektu Biblioteki Sopockiej- Sopoteka, gdzie wykorzystał faktury wielu odmiennych materiałów, płaszczyzn, które przyciągają wizualnie i  kuszą swoją formą, aby je odczuć za pomocą zmysłu dotyku.  



Fot. Karolina Kopka.



Jarczewski na wystawie w Galerii Neon zaprezentował serie abstrakcyjnych dzieł, wykonanych z różnych materiałów plastycznych, między innymi: tkanin, odlewów gipsowych oraz również tradycyjnych farb akrylowych i olejnych. Artysta spróbował oddać temat  poprzez zestawienie ze sobą prac mocno kontrastujących ze sobą obrazów, na poziomie koloru, jego intensywności i dynamiki. W ten sposób autor z jednej strony pokazuje moc oraz wyrazistą siłę swoich obiektów wizualnych, natomiast z drugiej strony zestawia je z pracami bardzo subtelnymi, delikatnymi. Twórca wspaniale i bardzo świadomie operuje kolorystyką w swoich dziełach, w sposób bardzo świadomy łączy i dobiera ze sobą kolory, tworzące spójne formy wizualne. Zestawia ze sobą różne płaszczyzny, od tych najbardziej płaskich malowanych pędzlem po większych rozmiarów formy rzeźbiarskie, wykonane z różnych przedmiotów i za pomocą różnych technik. W jego twórczości można odszukać wiele nawiązań do form organicznych, naturalnych  które w dużej mierze inspirują artystę. Jednak to w jak interesujący sposób Jarczewski komponuje każde osobne płótno,  pozwala odbiorcy na dowolną, własną interpretacje danego obrazu. Ważnym i nie przypadkowym elementem wystawy, było samo zaaranżowanie jej w przestrzeni bardzo otwartej i dostępnej dla widza. Galeria Neon jest przeszkloną, jasną i industrialną przestrzenią, gdzie obrazy pełne koloru i kontrastu świetnie się w niej odnajdują oraz są atrakcyjne wizualnie dla odbiorców z zewnątrz, którzy mogą je w łatwy sposób dostrzec.
W surową i świetlistą przestrzeń galerii,  świetnie wpisały się również rzeźby Aleksandra Marka Zyśki. Drewniane obiekty nawiązujące w swojej formie do pierwotnych, prymitywnych rzeźb wspaniale współgrały z wnętrzem galerii. Zyśko zaprezentował swoje interpretacje ludzkiej głowy, wykonanej w sposób bardziej uproszczony oraz abstrakcyjny. Sięgnął po coraz częściej zapominany, szlachetny oraz pierwotny materiał rzeźbiarski jakim jest drewno. Uproszczone, zgeometryzowane obiekty przestrzenne idealnie współpracowały z malarskimi obrazami Jarczewskiego.


Uzupełniającym elementem wystawy był cykl rysunków Łukasza Morawskiego, który pokazał serie szybkich, ekspresyjnych rysunków. Nawiązują one w swojej formie i tematyce do naturalnych pejzaży oraz motywów religijnych.


Zgromadzona twórczość artystów prezentuje nam nowe tendencje, zjawiska w sztuce zaprezentowane przez twórców z ogromnym doświadczeniem i bogatym zapleczem artystycznym. Ich twórczość, mimo upływającego czasu wciąż zaskakuje, inspiruje i zachęca do refleksji, kontemplacji nad danymi zjawiskami jakie poruszają w swoim dorobku twórczym. Wszystkie prace, w szczególności cykl malarstwa Jarczewskiego, oraz obiektów rzeźbiarskich Zyśko, bardzo mocno podkreślają w swoich formach niesamowitą siłę, moc a zarazem subtelność i delikatność, które w połączeniu ze sobą tworzą doskonałą kompozycję artystyczną.










Karolina Kopka











Wystawa ,,Moc i delikatność", Galeria Neon we Wrocławiu, 05.05-15.05.2018 r.

Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze



Zbiór – pojęcie początkowo ściśle związane z matematyką,ewoluowało do języka codziennego. Dziś wykorzystywane do określenia pewnego zasobu, kapitału, efektu natrętnego zbieractwa, a nawet wystawy prac rzeźbiarskich. Do zbioru może należeć wszystko, ale czy wszystko może należeć do jednej z dziedzin sztuki – rzeźby?


Fot. Joanna Kozłowska.

Wystawa Wydziału Rzeźby z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych o nazwie ZBIÓR, zdecydowanie nie sięga do żadnych głębszych odniesień. Był to zestaw prac wykładowców związanych z wyżej wymienionym wydziałem. Prezentacją kunsztu, zainteresowań, inspiracji. Formą popisu w ich wewnętrznym gronie, a także wyścigiem między Akademią warszawską i wrocławską. Można powiedzieć, ze Aula w budynku ASP we Wrocławiu, na czas warszawskiej ekspozycji, zamieniła się w wachlarz różnorodności rzeźbiarskiej, a zaprezentowane prace były jak kolorowe piłeczki w rękach żonglujących nimi artystów.

Każdy, kto zapoznał się z tym zbiorem, miał okazję zobaczyć prace począwszy od klasycznie wykonanych głów, przez prace bardziej kojarzone z malarstwem czy kolażem, po różnego rodzaju instalacje, łączące w sobie rozmaite materiały i twórcze strategie. Jest to niezbity dowód, że ta dziedzina sztuki ewoluuje, wychodzi poza pierwotnie wyznaczone ramy. Rzeźba przestaje być posągiem wykonanym w marmurze, ludowym totemem wystruganym w kawałku drewna czy akademickim popiersiem wyrzeźbionym z tak klasycznego materiału jak glina. Artyści, nawet ci, których poczucie estetyki było kształtowane w nurcie tradycyjnym, poszukują nowych rozwiązań, wykorzystują gotowe elementy, robią odlewy z tworzyw sztucznych czy nawet sięgają do nowych mediów. Wszystko po to, by móc pochwalić się swoim kunsztem, a także lepiej oddać to, co ma się do przekazania światu.Tytuły, odnoszące się do myśli filozoficznych czy też do domniemanych przeżyć i emocji autorów, świadczą o tym, że prace nie są tylko i wyłącznie tym, co widzimy. Są efektem zachodzących
w twórcach procesów. Od próby oswojenia się z ciągle zmieniającą się rzeczywistością po okiełznanie trudnych, noszonych w sobie emocji czy nawet traum. Pomimo pierwszego zachwytu i pewnego rodzaju katharsis, jakiego można doświadczyć obcując z pracami, pojawia się pytanie, gdzie  zaczyna i kończy się rzeźba? Jak zweryfikować, czy multimedialne zapiski działań artystycznych podane w estetycznej obudowie lub ślad, dokument po manifeście w postaci tablicy,to właśnie rzeźba. Czy potrzebne są nam cztery ściany i wiszący
w nich plakat informujący, że jest to wystawa właśnie tej dziedziny sztuki?

Oprócz dzieł klasycznych i takich, które niepodważalnie posiadają cechy sztuki przestrzennej i których dzięki temu,trudno nie zakwalifikować do rzeźby, w „Zbiorze” dominowała twórczość konceptualna, niejednokrotnie budząca pytanie postawione powyżej. Przy współczesnych możliwościach i zasobach, łatwo jest przekroczyć wytyczone granice. Zanikają one pozwalając na wszystko. Artysta wie, co tworzy, ale co z tą twórczością ma począć nie zawsze w pełni świadomy i obeznany w danej dziedzinie odbiorca.


ZBIÓR - wystawa Wydziału Rzeźby warszawskiej ASP, Akademia Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, Aula.





Wiktoria Owczarek
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Fot. Michalina Staniszewska.

Poruszając tematy odmiennych wyznań religijnych i filozoficznych, często mamy nieprzyjemność spotkania się z negatywną ich interpretacją, bądź kompletnym odrzuceniem wynikającym z niewiedzy rozmówcy. Co więcej, sztuka religijna obecnie boryka się z niechęcią odbiorców, gdyż według wielu, rodzi tylko konflikty. Chyba, że stanowi ilustrację krytycznego podejścia autora, a w szczególności, gdy tyczy się sytuacji w Polsce. Jednak ta wyjątkowa ekspozycja, nie ma w zamiarze rodzić nienawistnych konfliktów, a wręcz nakłaniać do ich rozwiązania.

"Kurz Zen" autorstwa małżeństwa mnichów Ewy Hadydoń oraz Nyogena Nowaka, wzbudza w odwiedzających mieszane uczucia. Dla widzów, którzy najczęściej znają przede wszystkim chrześcijaństwo i jego odłamy, założenia nurtu filozoficznego jakim jest buddzym, dla wielu są obce, bądź niezrozumiałe. Dlatego wydarzenia artystyczne,  warsztaty czy wystawy, które mają bezpośrednio związek ze nieznaną kulturą, nie zawsze spotykają się z szerokim odbiorem.  

Autorzy wystawy skupiają się wokół nurtu Zen i pisma siddham, używanego jedynie do zapisu tekstów sakralnych. W swoich dziełach zdecydowali się połączyć obraz i słowo, co stanowi typowy zabieg dla wielu artystów związanych z tym nurtem. Słowa okazują się nie być satysfakcjonującym środkiem wyrazu dla wyznawców Zen, co zmusza ich do połączenia tradycyjnego pisma i malarstwa. W tej ekspozycji, proces twórczy stanowi formę medytacji i ma za zadanie pogłębienie wiedzy osób niewtajemniczonych w japońskią odmiannę buddyzmu. Dorobek artystyczny obu mnichów jest mieszanką zarówno technik, podkładów, jak i wątków będących twórczą inspiracją. 


Fot. Michalina Staniszewska.


Ewa Hadydoń skupia się na trzynastu ikonicznych portretach, z czego każdy ukazuje inny aspekt samego Buddy. Cytując samą autorkę "Każdy z Buddów ma swój specyficzny mistyczny werset, często uważany za kwintesencję buddyskiej sutry", która zawarła je w twarzach Buddów w swoim cyklu prac. Portrety wykonane są w technice aerografu i ołówka, na podkładach formatu zbliżonego do A4. Każdy ze zwojów Nyogena Nowaka, zanim trafiły na wystawę we wrocławskiej Galerii Miejskiej, znalazły się w świątyniach i domach mieszkalnych, gdzie odbiorcy mogli w spokoju dumać nad ich treścią. Autor w swoim artystycznym manifeście podkreśla istotę witalnej energii zawartej w sztuce Zen, gdzie marginalna jest jakość tuszu i technika malarska, a właśnie natężenie energii stanowi najcenniejszy aspekt w odbiorze. Silne pociągnięcia pędzlem tworzą harmonię z delikatnymi muśnięciami farb wodnych, co tworzy malarskie kontrasty oddające balans przeciwieństw w założeniach buddyzmu. 

Sztuka, z którą mamy do czynienia w dzisiejszych czasach, coraz częściej stanowi kwintesencję chaosu i zapowiedzi pogarszającej się przyszłości. "Kurz Zen" pozwala oderwać się od ponurej wizji, której często towarzyszy sarkastyczny komentarz rzeczywistości i nakłania do pokojowej interpretacji. Sugeruje, że czasem warto się zatrzymać i zamiast szukać powodów do konfliktu z innymi, skupić się na poszukiwaniu rozwiązań problemów wewnętrznych. 



Michalina Staniszewska


"Kurz Zen", 08.03.2018 - 30.03.2018. Galeria Miejska, Wrocław.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

Plener jest nieodłączną częścią każdych studiów artystycznych.  W tym celu, 19 maja 2018 roku, studenci II roku Mediacji Sztuki zostali zaproszeni do współpracy z doktorantką Marią Bitką, aby wziąć udział w warsztatach i zorganizować wystawę w  Miejscu X w Opolu.

Montaż wystawy rozpoczął się w sobotę rano. Prace prezentowane przez mediatorów były odpowiedzią na semestralne tematy pracowni Słowa i Obrazu, prowadzonej przez profesor Darię Milecką, Katarzynę Gemborys i Marcelinę Groń. Na ścianach zawisły plakaty odczarowujące brzydkie słowa, takie jak cunt, kikut, rzygi, czy kurwignot, a także różnorodne kompozycje formalne ułożone z liter i interpretacje hasła emblemat.

Fot. Wojtek Chrubasik.

Fot. Wojtek Chrubasik.

W niedzielę rano, 20 maja, przyszedł czas na warsztaty. Dwie godziny zostały poświęcone na spacer po mieście, podczas którego studenci szukali ciekawych napisów i dokumentowali typografię miasta. Powstałe podczas tych eksploracji fotografie i materiał wideo zostały zmontowane w krótkie filmy i zsynchronizowane z programem umożliwiającym miksowanie wizualizacji za pomocą wciskania liter na klawiaturze. Do dyspozycji mediatorów oddany został także pusty kiosk, w którym Łukasz Kwiliński i Stefania Gazda zorganizowali mini jam session.

Wernisaż rozpoczął się o 19.00 performansem Marii Bitki zatytułowanym ‘’Smells like teen spirit’’. Autorka zaczęła od zamocowania konstrukcji z zielonego papieru na drucie pod stropem pomieszczenia. Następnie do środka włożyła lampkę o różowym świetle i otworzyła butelkę wódki. Włączyła tytułową piosenkę zespołu ,,Nirvana” i nalała alkoholu do kieliszka. Weszła do papierowego namiotu i nabierając słomką płyn, zaczęła tworzyć wzory, mocząc papier od środka. Akcja trwała do końca piosenki i została zakończona wzorem serca na papierze.


Fot. Wojtek Chrubasik.


Po chwili poświęconej na obejrzenie prac, grupa muzyków przygotowała sprzęt i rozpoczęła występ. Pomieszczenie wypełniła swobodna muzyka gitar i bębnów. W trakcie jam session widzowie zostali zaproszeni do uruchamiania wizualizacji wyświetlanych na rozwieszonej tkaninie, zyskując tym samym możliwość zwrócenia większej uwagi na elementy miasta mijane przez nich na co dzień. 



Angelika Ciach


Wernisaż wystawy INTRO w Miejscu X w Opolu.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Świat i jego kondycja po raz kolejny zostały poddane analizie. Tym razem sprowadzony do syntetycznej postaci przejrzystej kuli, stał się tematem prac studentów I roku studiów magisterskich Mediacji Sztuki. 

Pisząc świat mam na myśli autonomiczne przestrzenie, które wspólnie, w piwnicy Domku Miedziorytnika stworzyły małe uniwersum. Narzucona artystom forma, zaowocowała ciekawymi rozwiązaniami ekspozycyjnymi. Jednym z przykładów była praca Piotra Gardeckiego, z wykształcenia malarza, który nie chcąc porzucać znanego medium, stworzył instalację w której obraz na blejtramie i kula pełniły funkcję samozarabiającego dzieła sztuki. Inną artystką wychodzącą poza ograniczenia sfery, była Alicja Małszycka. Potraktowała ona kulę, jako centrum siły witalnej człowieka i razem z sylwetką ludzką, umieściła w jednej z wnęk, tworząc tym samym swoistą kapliczkę.



Fot. Oskar Kolbert.


Wśród prac, którym sferyczna przestrzeń wystarczała szczególną uwagę przykuwają dwie. Na pozór dość od siebie odległe, ale podobnie traktujące odbiorcę, poprzez położenie nacisku na proces odczytywania dzieła. Bartosz Mokrzycki przy użyciu dwóch materiałowych kul, zaaranżował sytuację, w której – według artysty – najcenniejszy był moment pomiędzy odczytywaniem treści z pierwszej i drugiej kuli. Artysta podkreślił w ten sposób moc powielanej informacji, pytając jednocześnie o to jak łatwo jest nam przyjąć pochwałę, i czy umiemy ją przyjąć. 


Fot. Oskar Kolbert.


Podobnie na procesie odczytu skupiła się Agata Maria Stankowska, której praca, to zamknięty mikroklimat, wewnątrz którego widniała odręczna deklaracja artystki. Jej odczytanie utrudniała para wodna, która osadzała się we wnętrzu. Swój interaktywny charakter praca pokazywała w pełni w trakcie wernisażu, podczas którego nagromadzenie ludzi i wysoka temperatura, stopniowo niemal uniemożliwiły odczytanie tekstu wewnątrz. 


Fot. Oskar Kolbert.




Jedni z formy chcieli uciec, tworząc instalacje pomysłowo omijające reguły. Inni potraktowali ją jako pretekst do intymnej rozmowy i zaglądania w głąb. A gdzieś pomiędzy obydwoma postawami była ta cienka ścianka plastikowej kuli, która wszystko sprowokowała.






Oskar Kolbert




O! graniczenia - wystawa studentów Mediacji Sztuki ASP,
22.03-26.04.2018, Domek Miedziorytnika.
Share
Tweet
Pin
Share
1 komentarze

Pierwsza część wystawy Michała Pluty to odważny i prowokacyjny komentarz do rzeczywistości jaka go otacza. Gestem pędzla wysyła komunikat; sprzeciwia się, buntuje i jest przy tym bezkompromisowy. Jego prace to obrazy-cytaty z jasnym przekazem, które łączą trzy współrzędne: farba, słowo i kompozycja.

Fot. Marta Sobala.

„Uprzejmie proszę się ode mnie odpierdolić”. Student drugiego roku Podyplomowych Studiów Malarskich w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu wzbudza w odbiorcach skrajne emocje, nie przebiera w słowach, przez co budzi zarówno zgorszenie jak i zdumienie połączone z podziwem. Wypowiada myśli, które często my sami mamy w głowie. Pluta je wyraża i to jeszcze za pomocą trwalszego i dosadniejszego niż werbalny sposób komunikowania.

„Miałbym niewolników miałbym czas”. „O głupocie nikczemności przewodów pokarmowych i nie tylko” część 1. to komentarz do obecnej kondycji świata, świata sztuki, współpracy z kuratorami, braku czasu spowodowanego przebodźcowaniem i wymaganiom, którym nie sposób sprostać, ponieważ doba mija zbyt szybko.

„Kurator to kurwa, i co mu, kurwa zrobisz?”. Zapisał je mocnymi pociągnięciami pędzla na równie ekspresyjnie zamalowanym tle. Odznacza się nieskomplikowaną formą. Paleta barw, w której utrzymuje swoje prace to odcienie szarości, czerni czy brudnego różu. Z obrazów bije pewność siebie autora, który w drwiący sposób wykrzykuje co mu ślina na język przyniesie, i nie chodzi tu bynajmniej o to, że wypowiedzi te są nieprzemyślane. Teksty zawarte w pracach są prześmiewcze w stosunku do codzienności.

„Bydło żre, żre i kurwa żre.” Dzięki użyciu słów w łatwiejszy sposób nawiązuje kontakt z widzem. Sztuka nowoczesna może być uznana przez niektórych za niełatwą w odbiorze, a długi tekst złożony pod pracą mający w zamyśle go ułatwić, może jedynie odbiorcę zniecierpliwić. Autor nie chciał się bawić w podchody; chciał aby jego myśli zostały zrozumiane. Przekaz jest prosty dla odbiorcy, nie ma on złudzeń, a formą prace Pluty przypominają prace malarza Pawła Susida, które są równie dosadne. Słowo to inne medium niż obraz. Słowo ma większą moc niż obraz, ze względu na to, iż obraz często może symbolizować wiele, natomiast tutaj przesłanie jest oczywiste.

„Zbiórka na wyleczenie Oli z syfilisu”. Prace Michała Pluty przypominają banery reklamowe, plakaty czy newsy dzięki użyciu bardzo chwytliwych i wyraźnych haseł. Prosty, jednoznaczny język, zarazem ciekawy i zaskakujący to klucz do tego, aby zwrócić uwagę odbiorcy i zostać w jego pamięci.





Marta Sobala




Wystawa Michała Pluty pt. "O głupocie i nikczemności przewodów pokarmowych i nie tylko".
Galeria Mediacji Sztuki
Garncarska-Łącznik ASP III p. s. 11
Akademia Sztuk Pięknych we Wrocławiu 


Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Pomyłka to szansa, cudowne zrządzenie losu. Drobne przesunięcie kartki na matrycy może stanowić punkt zwrotny w procesie twórczym, a przypadkowo odbity obraz otworzyć oczy na ocean możliwości.


Fot. Polina Vashkevich.


W nowoczesnym świecie doskonałych form, cyberprzestrzeni o zaprogramowanym ciągu następstw, słowo „błąd” stanowi nic innego, jak synonim dysfunkcji. Coś nie działa, nie wygląda, wadliwy algorytm nie uruchomił urządzenia. W takiej rzeczywistości łatwo przyjąć za normę przykazanie, że każdy zauważony błąd należy niezwłocznie wyeliminować. Wydawałoby się, że dokładnie taka sama reguła obowiązuje w Sztuce Drukarskiej. Historia eksperymentów i doświadczeń na tym polu podpowiada, w jaki sposób osiągnąć zamierzony efekt bez pomyłek po drodze i to nie tylko przy użyciu nowoczesnych technologii. Złożony proces grafiki warsztatowej zamienia artystę w rzemieślnika. Dobrą pracę cechuje perfekcja. Co jednak ma do powiedzenia na ten temat profesor Miide Seiichiro z Uniwersytetu Sztuki w Tokio? Otóż twierdzi on i takie też twierdzenie szerzy, że błąd w grafice w znaczeniu pejoratywnym nie istnieje.

W Galerii Neon w Centrum Sztuk Użytkowych Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, 13 kwietnia 2018 roku, odbył się wernisaż ekspozycji zatytułowanej „Zureta”. Wystawa stanowi część inicjatywy kooperacyjnej, której pierwszym ogniwem był pokaz prac Uniwersyteckiego Laboratorium Graficznego profesora Miide Seiichiro w 2015 roku w Tokio. Wydarzenie rozpoczęło dyskusję wokół zagadnienia błędu w procesie drukarskim. Stąd nazwa projektu: ずれた (zureta), co w języku japońskim oznacza, że coś znalazło się poza punktem, ześlizgnęło się z ustalonej pozycji. Zestaw prac studentów profesora pokazał, jak z niepożądanych wypadków można uczynić wartość artystyczną.

Postacią, dzięki której projekt zyskał zasięg ponad kontynentalny jest profesor Michael Schneider. To on zdecydował rozwinąć myśl prof. Seiichiro i podjąć współpracę z Akademią Sztuk Pięknych w Wiedniu. Michael Schneider jest artystą wizualnym pochodzenia austriackiego. Obecnie uczy na dwóch Uniwersytetach, jednym w Tokio, drugim w Wiedniu. Dzięki jego inicjatywie projekt połączył dotychczas 14 krajów z 5 kontynentów. Pierwszą okazją do zderzenia zróżnicowanych strategii czerpania z porażki było Sympozjum Sztuki Drukowanej w Tokio. Wykłady profesorów penetrujących niewyczerpany temat ukazały błąd w szerszym wymiarze. Natomiast zorganizowana przy tej okazji wystawa zaprezentowała zbiór prac 45 młodych artystów i artystek z 19 uniwersytetów ze wszystkich stron świata. „Zureta”, co wpisuje się w jej międzynarodowy charakter, ruszyła w podróż do Europy. Zestawienie postaw artystycznych młodych twórców odległych stron świata pozwoliło rozważyć zagadnienie w skali globalnej. Od tamtego wydarzenia „Zureta” odwiedziła już Szanghaj oraz Bratysławę. Prace wszystkich uczestników projektu, w tym studentek wrocławskiej Akademii, Beaty Filipowicz oraz Gabrieli Gorączko, można było oglądać we wrocławskiej Galerii Neon do 30 kwietnia 2018 roku.



Plakat wystawy.



Laszlo Moholy Nagy, wykładowca szkoły Bauhausu, powiedział kiedyś, że „błąd jest wyczerpującym środkiem do odkrywania medium”. Wykładowca szkoły Bauhausu wiedział, że tylko sięgając w nierozpoznane można dokonać estetycznej rewolucji. Eksperyment w procesie twórczym prowadzi artystę na dzikie pola sztuki. Nieprzewidziane efekty uczą, że wciąż istnieją rzeczy, których świat jeszcze nie widział. Pomyłka jest pretekstem do szukania innej drogi osiągnięcia celu, nierzadko przy użyciu niebanalnych środków. W ten sposób artysta kształtuje własną indywidualność, a użyte medium nowy rozdział w swojej historii. Uczestników Sympozjum w Tokio połączyła idea czerpania inspiracji z błędów. Podczas dwóch dni wykładów profesorowie szkół partnerskich prezentowali odmienne perspektywy: błąd jako siła napędowa w produkowaniu obrazu, szansa na niebanalność, dekonstrukcja formy, jedyne źródło prawdziwego pomysłu. Sztuka drukarska to proces, którego wieloetapowość stwarza duże pole do popełnienia porażki. Każdy obraz wymaga projektu, następnie przygotowania matrycy oraz wykonania odbitek. Na drugim i trzecim z wyróżnionych etapów błąd definiują ściśle określone wytyczne. Obok innych działów sztuk plastycznych, takich jak malarstwo lub rzeźba, grafika jest pod tym względem szczególnie restrykcyjna. Łatwy do odkrycia błąd techniczny może wskazywać na niepoprawność wykonania.

W epoce postmodernistycznej powstały pojęcia w teorii sztuki traktujące błąd na zupełnie nowych zasadach. Popularne także dziś: estetyka usterki w muzyce czy estetyka błędu w fotografii charakteryzują się wyjątkową swobodą stylu, procesem twórczym uwolnionym od jakichkolwiek zasad stosowności. Takie rozważania, choć odmienne u podstaw, można porównać do postulatów surrealistów. Eksploracja przypadkowości i odrzucenie konwencji w sztuce zaprowadziły artystów lat 20. w świat niczym nieskrępowanej wyobraźni. Wspierany metodą psychoanalizy surrealizm eksploruje siłę podświadomości. Wykorzystując błąd percepcji buduje świat burzący logiczny porządek rzeczywistości niczym ze snu. Na tej właściwości ludzkiego umysłu opiera się również jedna z prac ujęta w projekt „Zurety”. Przedstawiając dwuwymiarową kompozycję z przesuniętym konturem w czerwono-niebieskich barwach wpływa na ludzkie oko w taki sposób, że po założeniu okularów ze szkiełkami w tych samych kolorach widzimy obraz w trójwymiarze. Zabieg czysto techniczny, a jednak tak samo zakrzywiający odbiór wizualnym dzieła. Artyści postmodernizmu remiksując lub przetwarzając odkopane treści pokazują istniejącą rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Skupieni na niedoskonałości używanego medium, przemieniają to, co dotychczas w sztuce było uznawane za bezwartościowe na pełnoprawne dzieło. Na wystawie „Zurety” błąd jest traktowany jako czynnik budujący dzieło, nie temat, wokół którego jest budowane. Sedno idei stanowi proces odnajdywania formy po wystąpieniu pomyłki. „Zureta” uczy w jaki sposób radzić sobie z błędem, jak kreatywnie naprawiać.


Fot. Polina Vashkevich



Działanie w kontrze do tradycji formy jest nazywane w sztuce estetyką glitch. Oparte na szumach i trzaskach realizacje artystyczne prezentują obrazy zaznaczone skazą. Teoretyk sztuki Iman Morandi w publikacji pt. „Glitch Aesthetic” wyróżnia trzy najczęściej stosowane efekty zauważonej tendencji, są to: fragmentaryzacja, replikacja i liniowość. Dostępne od ręki programy graficzne dają obecnie możliwość do przetwarzania obrazu na tysiące sposobów. To nie wymaga specjalnych umiejętności, a przede wszystkim nie zabiera wiele czasu. Nowoczesna technologia jest niczym opanowany anarchią plac zabaw dla artystów wizualnych naszych czasów. Inspiracji do działań nie trzeba szukać daleko. Samoistna estetyka usterki jest nieodłącznym elementem budujących się przestrzeni wirtualiów. Obrazy nieraz przypominające sny surrealistów generują błędne kody, a chociaż za wszystkim stoją ludzie, tam, gdzie o obrazie decyduje algorytm nie ma miejsca na kunszt rzemiosła, faktycznego uczestnictwa w procesie tworzenia albo fizycznego spotkania z modyfikowanym materiałem. Można działać po omacku, za pomocą myszki i klawiatury. Powstają całe miliony obrazów rozpowszechnianych poprzez ekspresową multiplikację. Te, które decydujemy nazywać sztuką z rzadka nawiązują do klasycznych wzorców, zdecydowanie częściej bronią postawy lekceważącej tradycje. Chociaż w tym miejscu można by zaznaczyć wspólny punkt wyjścia dla zjawiska estetyki usterki oraz założeń „Zurety”, ostatnie wnioski nie pozwalają włączyć wystawy w jeszcze jeden pokaz sztuki z ramienia glitch. Grafika warsztatowa poprzez złożony proces produkcji pozostaje symbolem metod tradycyjnych. Badania w jej obszarze muszą być traktowane jako zupełnie oddzielna od grafiki komputerowej ścieżka.


Fot. Polina Vashkevich. 


Dialog „Zurety” z ideą estetyki błędu daje obraz podobnych dążeń różnych ścieżek kulturowych. Mam na myśli rozdźwięk pomiędzy wschodnim i zachodnim postrzeganiem świata. Pierwszy, co można wywnioskować z przebiegu projektu i tematów poruszanych na Sympozjum w Japonii, oddaje hołd tradycji sztuki drukarskiej. Proces twórczy w rozumieniu estetyki opartej na harmonii stanowi pewnego rodzaju medytację. Najważniejszą rolę odgrywa prawdopodobnie filozofia, z której wywodzi się sztuka Dalekiego Wschodu, mianowicie coraz bardziej popularne wabi sabi. Takie postrzeganie świata uświęca to, co autentyczne i swojej naturze niedoskonałe. Efekt końcowy w procesie drukarskim również zależy od naturalnych właściwości użytego medium. Bardzo często jest niemożliwy do przewidzenia, stąd błąd można potraktować jako nieodzowny element procesu powstawania obrazu. Inaczej wspomniany glitch-art czy estetyka usterki szczególnie hołubiona na Zachodzie. Błąd w tym przypadku jest wymuszony, nie wynika z przypadku. Ukrywa małe oszustwo niezgodne z filozofią wabi sabi. Zagadnienia poruszane na sympozjum oraz prace zaprezentowane na wystawie nie stanowiły obrazu porażki, jednak w opisie projektu można znaleźć twierdzenie, że są to prace traktujące przypadek jako wskazówkę. Pokazują w jaki sposób dzięki porażce można odnieść sukces w procesie twórczym. To, co wydaje mi się fundamentalne to nacisk na ideę pracy, stałego rozwijania się, poszukiwania i eksperymentowania. W efekcie komunikat „Zurety” stanowi absolutną kontrę do kultury masowej oraz przeczy pojmowaniu estetyki błędu, jako wypierającej warsztat na rzecz prędkości. Wystawa przemyca zachęca do wzmożonej obserwacji, ostrożności. Przypadek jest zaledwie szansą na stworzenie absolutnego unikatu, w tym ukrywa się sedno innowacji.





Jagna Nawrocka









„Zureta”, projekt kooperacyjny zainicjowany przez prof. Miide Seiichoro oraz rozwijany przez prof. Michaela Schneidera z Uniwersytetu Sztuki w Tokio; trzecia edycja wystawy uczestników trwała od 14 do 30 kwietnia 2018 roku w Galerii Neon w Centrum Sztuk Użytkowych. Centrum Innowacji, Akademii Sztuk Pięknych im. E. Gepperta we Wrocławiu.

Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
We Wrocławiu na jednego mieszkańca przypadają trzy szczury. Po krótkim rachunku daje to niemal dwa miliony gryzoni żyjących tuż obok nas. Nie dziwi nikogo fakt, że w mieście pojawił się „Szczurołap”. Nie chodzi jednak o przedstawiciela ginącej profesji, ale o wystawę goszczącą na dwóch kondygnacjach Muzeum Współczesnego. Deratyzacja ma trwać aż do 24 września 2018, a już podczas wernisażu przyciągnęła rzeszę zainteresowanych, można by powiedzieć „żądnych krwi” Wrocławian.



Gmach bunkra na Placu Strzegomskim nie należy do miejsc, w których chce się spędzać długie godziny – brak okien, kręte schody, kraty, liczne zaułki. Jednak jest to idealne miejsce dla wydarzeń z gatunku niewygodnych, wymagających refleksji, kłujących w bok a czasem chwytających za gardło. Także tym razem MWW nie stawia nas w dogodnej pozycji. Spycha nas na dno hierarchii, doczepia ogon i ostre siekacze, degraduje do pozycji szczura. Nie jest to jednak zabieg mający na celu obśmianie żadnego z gatunków. Kurator wystawy – Piotr Lisowski – chciał zaprezentować ludzi jako masę, ogromną kolonię, której historia pisana jest niekoniecznie przez głos większości. Wystawa opowiada o losach, ale i diagnozuje mieszkańców globalnej wioski. Przedstawia ludzkość przez pryzmat władzy, technologii, wspólnych radości i niepokojów. Jednak nie jest to tylko opowieść o tłumie – o tłumie, w którym każdy powinien myśleć, więc nie myśli nikt. O tłumie, w którym każdy powinien być odpowiedzialny, więc nikt nie jest. O tłumie, który powinien być razem, a tak naprawdę jest obojętny. „Szczurołap” wytyka nam to idiotyczne myślenie. Krzyczy w twarz tak głośno, że czujemy na nich ślinę. Wyciąga z nową świeżością sytuacje, o których my usilnie staramy się zapomnieć. Jednak każda z nich dobitnie pokazuje jakie skutki dla ogółu może mieć jednostka, bo Czarnobyl, Hiroszima, nazizm, komunizm, terroryzm, kapitalizm – to wszystko zaczęło się od pojedynczych osób.


Materiał promocyjny Muzeum Współczesnego.

W przestrzeniach MWW zobaczymy nie tylko miażdżącego buciora władzy. Poczujemy się jeszcze gorzej widząc jak sami stopniowo upadlamy nasz los. Niewolnicy konsumpcjonizmu, globalizacji, teorii spiskowych i przepowiedni katastroficznych. Wymyślamy, budujemy, kupujemy, zużywamy, wyrzucamy. Pod wygodnie rozsadzonymi pośladkami rosną nam góry produktów przemielonej rzeczywistości. Hałdy śmieci wynoszą nas coraz wyżej, a tam jak wiemy – po ikarowej tragedii – można oparzyć się i spaść. Dopiero spadając kolejni przypominają sobie, że u podnóża góry żyją też inni. Ekonomiczne nierówności i niesprawiedliwości, wyższe sfery i slumsy, elektronika z jabłkiem i spiżarnie bez jabłek.

Czy ktoś się przestraszył? Bo jest to wydarzenie faktycznie naładowane niepokojem, traumą i bolesnym wspomnieniem. Jest frustracją jednostek, które nie mogą niczego zmienić i strachem narodów, które zrobiły źle. Jest triumfem tych, których na triumfy stać i tych, którzy potrafią je wywalczyć. Jest próbą odczarowania zaszłości i wypowiedzenia tego co ludzkości stanęło ością w gardle. Tylko nie bierzcie prowiantu, bo łatwo się zakrztusić.




Ida Sielska




"Szczurołap", 11.05 - 24.09.2018, Muzeum Współczesne we Wrocławiu, pl. Strzegomski 2a.
Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Wystawa ,, 9 kobiet w piwnicy’’ swoje otwarcie miała 9.01.2018 r w Domku Miedziorytnika w piwnicy na ul. Mikołaja 5 we Wrocławiu. Na ekspozycji mogliśmy podziwiać prace dziewięciu artystek, które przede wszystkim ukazały siebie oraz swoją twórczość za pomocą przedmiotu. Każda z nich operowała inna formą, przez co ekspozycja odkrywała co rusz nowe oblicza, problemy, a także pozwalała nam zapoznać się indywidualnie z każdą artystką. Dodatkowym atutem wystawy stało się miejsce ekspozycji, które wzmacniało uczucie tajemniczości oraz wywierało w odbiorcy chęć odkrycia tajemnic każdej artystki.


Karolina Kopka i Karolina Siekierska – w swojej twórczości zawarły bardzo wyraźnie wątek intymności oraz kobiecości. Zaprezentowały dwa rodzaje prac. Jedną z nich była instalacja ,,Pranie’’, która zajmowała cała górną przestrzeń pierwszego pomieszczenia. Na lnianym, szarym sznurze, artystki zawiesiły różnego rodzaju atrybuty kobiecości oraz elementy z ich życia prywatnego. Za pomocą kuszącej bielizny, kosmetyków oraz biżuterii ukazały nam wiele aspektów kobiecości, jak również aktualne problemy płci pięknej. Druga praca była kontynuacją wątku. Pod zawieszonym w rogu baldachimem został umieszczony wieszak, na którym mogliśmy ujrzeć kolejne kobiece przedmioty. Instalacja ta poruszała wątek tajemnicy i niedopowiedzenia. Baldachim był częściowo odsłonięty. Ten zabieg powodował chęć zajrzenia do środka i odkrycia zawartości instalacji. Pod wieszakiem mogliśmy ujrzeć jednego buta, czerwoną kopertę z odciskiem ust, położone majtki oraz niedomknięte perfumy. Przechodząc obok obiektu czuliśmy delikatną woń perfum. W dwóch instalacjach każdy element był precyzyjnie przemyślany, tak aby widz poczuł jedność prac oraz ujrzał problem, którym zajęły się autorki.



Fot. Karolina Siekierska.



Marusia Tulzankova - artystka z Białorusi postanowiła umieścić swoją pracę w małym pomieszczeniu przeznaczonym zazwyczaj do projekcji video. Powodem jest wysoki stopień, który uniemożliwia naturalne wejście do przestrzeni. Autorce to jednak nie przeszkadzało, lecz uznała to za korzystny element w swojej pracy. Artystka podzieliła pomieszczenie na dwie części. Po jednej stronie stworzyła ołtarzyk z pracą na wzór ikony, gdzie widniała postać Maryi otoczona symbolami z programów do pracy. Na dole widniał dwuznaczny napis ,,Tworzę Cię''. W drugiej części pomieszczenia, również mogliśmy ujrzeć ołtarzyk z ikoną. Dzieło przedstawiało postać mężczyzny, który był otoczony miłosnymi znakami oraz napisem ,,Kocham Cię’’. Odbiorca wchodząc do pomieszczenia dostawał świecę, charakterystyczną dla kultury białoruskiej. Jego zadaniem było wybranie twórczości lub miłości. Zaakcentowaniem wyboru było umieszczenie świecy na jednym z ołtarzy. Forma wypowiedzi artystki na nurtujące ją problemy była interesująca i niecodzienna. Całość pracy była również ukazaniem jej zainteresowań i tematów, którymi zajmuje się w swojej twórczości.




Fot. Poldi Podolska.



Magdalena Weber- artystka stworzyła pracę, która przedstawiała drewnianą skrzynkę średniej wielkości. W środku mogliśmy ujrzeć przedmioty związane z jej życiem oraz twórczością. Odbiorca kolejny raz miał okazję zetknąć się z motywem tajemnicy oraz elementem jej odkrywania. Liczne grafiki, notatki czy rysunki ukazywały zainteresowania autorki oraz jej motyw twórczych działań. Tajemnicza skrzynka była umieszczona na brązowym podeście tak, aby widz miał komfort oglądania zawartości przedmiotu.


Andrea Rutkowska- na wystawie mogliśmy obejrzeć dwie prace artystki. Na środku pierwszego pomieszczenia mogliśmy ujrzeć nietypowe przedstawienie obrazu. Był wykonany na szkle. Elementy, takie jak czarne pudełko czy cieliste rajstopy urozmaicały całość pracy. Praca była stworzona na wzór stylu serpentinate. Obchodząc obraz dookoła mogliśmy zetknąć się innymi doznaniami oraz aspektami. Druga praca znajdująca się w drugim pomieszczeniu była instalacją. Był to stolik, na którym znajdował się złoty talerz oraz sztućce. Obrus zastąpiła czarna płachta. Złoty talerz był w tym przypadku kolejnym obiektem przedstawiającym postać kobiety. Nad instalacją widniał obraz artystki. Całość była precyzyjnie przemyślana oraz zakomponowana. Po raz kolejny mogliśmy wyciągnąć z pracy zainteresowania artystki, motyw jej twórczości oraz cechy ją charakteryzujące.


Poldi Podolska- instalacja wykonana przez artystkę, była ołtarzykiem, który zawierał elementy ilustracji. Całość była zakomponowana w kolorystyce różu, który jest nieodłącznym elementem w twórczości autorki. Trzy ilustracje były inspirowane motywem fantastyki. Mogliśmy na nich ujrzeć dosyć mocno przekształcone postacie z innego świata. Dwie ilustracje były zawieszone nad ołtarzykiem. Na stoliku pokrytym białym oraz różowym materiałem leżały zapalone świeczki, sztuczne kwiaty oraz podparta o ścianę ilustracja. Artystka postanowiła sprzeciwić się ogólnym założeniom wystawy. Miejsce ekspozycji z powodu wilgoci uniemożliwiało długotrwałe zachowanie papieru. Artyści musieli więc ukazać siebie za pomocą przedmiotów. Autorce jednak ten defekt nie sprawiał problemów i postanowiła w swojej instalacji umieścić prace wykonane na papierze. 


Iraida Hunczak – autorka wykonała instalację, która znajdowała się w drugim pomieszczeniu. Całość była umieszona na środku. Na dywanie składającym się z ornamentów mogliśmy ujrzeć trójwymiarowe ornamenty wykonane z książek. Autorka w ten sposób chciała przedstawić zainteresowanie książkami, naturą oraz sztuką ludową.


Aleksandra Kanoniak- w drugim pomieszczeniu umieściła drewnianą szafkę, na której znajdowały się różne przedmioty. Zdjęcia, pamiątki, maska czy butelki odkrywały jej skrawek twórczości oraz jej prywatne życie. Wszystkie cztery półki były zapełnione i zakomponowane w czytelny sposób. Artystka stworzyła instalację, gdzie odbiorca miał za zadanie przyjrzeć się każdemu elementowi z osobna, a zarazem spojrzeć na pracę w całości.





Fot. Poldi Podolska.




Margarita Sergeeva- jest artystką pochodzącą z Lwowa. Studiuje na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu na Wydziale Ceramiki i Szkła. Jej praca przedstawiała kwadratowe kamienie, które były ze sobą połączone miedzianym drutem. Artystka w swojej pracy odnosi się do motywu wolności. Uświadamia, również odbiorcę o tym, że każdy człowiek jest ,,kowalem swojego losu’’ i sami decydujemy o przebiegu naszego życia.


W wystawie ,, 9 kobiet w piwnicy’’ brało udział osiem artystek studiujących na kierunku Mediacji Sztuki oraz gościnnie artystka działająca na Wydziale Ceramiki i Szkła. Artystki biorące w niej udział musiały wyrazić siebie, swoje cechy charakterystyczne oraz swoją twórczość za pomocą przedmiotu. Zadaniem odbiorcy było przede wszystkim odkrywanie tajemnic artystek, które precyzyjnie i w przemyślany sposób postanowiły je ukryć w swoich pracach. 




Karolina Siekierska




,,9 kobiet w piwnicy'', wystawa zbiorowa studentek III roku Mediacji Sztuki oraz gościnnie studentki Ceramiki i Szkła; Domek Miedziorytnika ul. Mikołaja 5 we Wrocławiu. Trwała od 09 stycznia do 16 stycznia 2018 roku.


Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze

Od 10 maja do 16 czerwca 2018 roku możemy oglądać w Galerii Miejskiej we Wrocławiu wystawę twórczości szóstki artystów. Wystawa ta, pod tytułem ,,Pięć panien roztropnych i jeden mężczyzna lekkomyślny’’, jest próbą prezentacji kondycji młodego, polskiego malarstwa w wykonaniu pięciu artystek, w kontraście do rzeźb uznanego w świecie sztuki performera Zbigniewa Warpechowskiego.

Choć twórczość pięciu malarek łączy mniej lub bardziej figuratywny charakter przedstawień, ich obrazy są niezwykle od siebie różne. Pierwszą ,,panną roztropną’’ jest związana z wrocławską Akademią Sztuk Pięknych, Joanna Kaucz. Dzieła artystki skupiają się na ciele, są to autoportrety – akty, które cechuje niezwykła szczerość i nastrój intymności. Widz ma niemal wrażenie jak gdyby został przyłapany na akcie podglądania. Niezwykła dbałość o szczegóły w budowaniu bryły ciała, połączona z barwnym monochromatyzmem i minimalistycznym potraktowaniem płaszczyzny tła, podkreśla nagość i potęguje owe poczucie szczerości. Joanna Kaucz pięknie operuje kolorem oraz światłem, choć uprawia malarstwo akrylowe, łatwo można pomylić je z olejnym. Jej dzieła dają wrażenie malowanych z wstrzymanym oddechem, by wreszcie, skończone, dać ulgę i głęboki wdech.

Kolejna artystka również będąca asystentką wrocławskiej ASP, to Marcelina Groń. Jej monumentalne akrylowe obrazy przypominają epopeję miejskiego zgiełku. Swoiste ołtarze miasta, tworzone z wielkim rozmachem gestu malarskiego oraz plątaniną barw i faktur, robią ogromne wrażenie. Malarstwo Groń jest odważne i śmiałe, tytułowa roztropność natomiast zawiera się w dyscyplinie zawartej w obrazach kaligrafii, przypominającej niekiedy estetykę graffiti. Zaszyfrowany tekst staje się walorem malarskim tak jak plama czy linia, nadaje nowy wymiar znaczeniowy w zestawieniu z figuracją. Na uwagę zasługuje również bogactwo barwnych plam, niekiedy transparentnych, nakładających się na siebie, nadających rytm i rozedrganie płaszczyźnie płótna, która dzięki nim ożywa.

Na niższych kondygnacjach galerii umieszczono obrazy Julii Curyło z Warszawy, które stanowią najsłabszy punkt tej wystawy. Jest to mieszanka surrealizmu (w pracy pod tytułem ESO, w kształcie dryfującej bryły, wypełnionej jakby wizją obcej planety, widać bezpośrednie nawiązanie do dzieła Salvadora Dali Trwałość pamięci), oraz kiczu. Dostrzegamy postać Matki Boskiej zamkniętej w czymś promienistym na kształt ameby, oraz stworzenia przypominające pluszaki, wszystko to okraszone wzorami i równaniami matematycznymi, mającymi sugerować dywagacje naukowo-religijne. Przyjęłabym wytłumaczenie kuratora Mirosława Jasińskiego, iż ta mieszanka jest wynikiem bardzo ironicznej gry, gdyby towarzyszył jej trochę lepszy warsztat malarski lub chociaż większa ekspresja, zamiast tego dostajemy gładko malowany na modłę wspomnianego już surrealizmu, infantylny barwnie zestaw.




Fot. Andrea Rutkowska.

Kolejna sala poświęcona jest Aleksandrze Prusinowskiej, artystce z Gdańska. W linorytach Modelki oraz Muzeum, a także w obrazie olejnym Wojna, przeplata ona przeszłość z teraźniejszością, łącząc ze sobą anachroniczne postaci kobiet oraz kontrastując wojenny obraz miasta z kolorowymi postaciami bawiących się dzieci. Całości towarzyszy bogata paleta barw. Prusinowska bawi się strukturami, twarze i postaci ludzkie wypełniając rozgwieżdżonym niebem (Portret Damy, Zabawa), ziemie zaś jaskrawymi formami ornamentu (Wojna). Prace artystki są silnie popartowskie, cechuje je lekkość tematu i realizacji. Drugie zagadnienie w twórczości Prusinowskiej stanowi utożsamianie postaci ludzkiej – kobiecej z przyrodą. Zestaw trzech portretów, skupiających się na twarzy kobiecej, przenikającej leśny krajobraz, jest subtelny, utrzymany w błękitach i fioletach, lekko tylko przełamanych gdzie niegdzie rozbłyskiem oranżu, bardzo efemeryczny i namalowany z wielkim kunsztem. Te autoportrety stanowią najciekawszy punkt ekspozycji Prusinowskiej, ponieważ jako jedyne niosą ze sobą jakiś ładunek emocjonalny, posiadają głębię psychologiczną, której brakuje pozostałym pracom, co jednak pamiętając o nawiązaniach do tradycji pop-artu, nie jest dla nich ujmą.

Ostatnią z ,,panien’’ jest Natalia Rybka z Katowic. Malarstwo Rybki jest bardzo zdyscyplinowane i konsekwentne, jest bardzo mądrą opowieścią o współistnieniu człowieka z naturą, o tym, że tak naprawdę stanowimy jedność. Obrazy wymagają od widza skupienia i uwagi, ponieważ na pierwszy rzut oka wydają się być tylko misternymi studiami gęstej flory. Po chwili jednak dostrzegamy postaci ludzkie, czy też leśne personifikacje zatopione w mistrzowsko namalowanej gęstwinie roślin. Obrazy są niezwykle klimatyczne, kiedy się już w nie trochę ,,wejdzie’’, odsłaniają wspaniałe fantasmagorie.

Do tego wszystkiego jest Warpechowski i jego rzeźby – surowe, minimalistyczne formy wykonane z kamienia bądź metalu, niekiedy połączone z przedmiotami jak telefon, flaga czy widły.  Jest to w istocie kontra, kontra pokoleniowa, doświadczeniowa i w końcu kontra w postaci medium. Rzeźby Warpechowskiego są obecne w każdej z sal, zachodzą interakcje ze sztuką każdej z młodych artystek. Jego dzieła są krytyczne, bezkompromisowe i niekiedy nihilistyczne, bardzo bezpośrednie połączenie wideł rozrywających flagę Polski czy przebijających na wylot książkę Norwida na tle barwnych ekspresji malarskich może szokować. Warpechowski w przeciwieństwie do malarek bierze na warsztat nie człowieka, a rzecz, która  dookreśla jego i kondycje współczesnej Polski. Mogłoby się wydawać, że na tle prac artysty tytułowa ,,roztropność panien’’, oznacza  brak zaangażowania politycznego, czy też komentarza obecnego świata, zastąpionego skupieniem na sobie i wykreowanym przez siebie świecie oraz na popkulturze, co często zarzuca się młodemu pokoleniu. W tym wypadku ,,lekkomyślność‘’ oznaczałaby twarde stąpanie po ziemi i krytykę rzeczywistości. Co nadaje zupełnie inne alternatywne przesłanie całej wystawie i jednocześnie stanowi jej mocną stronę- szerokie pole do interpretacji.



Andrea Rutkowska



,,Pięć panien roztropnych i jeden mężczyzna lekkomyślny’’,
10.05-16.06.2018. Galeria Miejska, Wrocław.
Kurator wystawy: Mirosław Jasiński.

Share
Tweet
Pin
Share
No komentarze
Newer Posts
Older Posts

Kim jesteśmy?

Krytyka Artystyczna to przedmiot warsztatowy na kierunku Mediacja Sztuki, prowadzony pod kierunkiem dr Agnieszki Kłos na Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu.
Piszemy teksty krytyczne, artykuły, recenzje z aktualnych wydarzeń kulturalno-artystycznych w szkole, naszym mieście i regionie.

Facebook

Facebook Krytyki Artystycznej

Instagram

Instagram Krytyki Artystycznej

Stare Dzieje

Archiwalny Blog Krytyki

Archiwum Bloga

  • czerwca (1)
  • maja (33)
  • stycznia (19)
  • czerwca (8)
  • maja (15)
  • kwietnia (2)
  • stycznia (20)
  • grudnia (1)
  • czerwca (20)
  • maja (9)
  • kwietnia (2)
  • marca (1)

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates