Zachwyt i szczerość
Wystawę Konkursu Najlepszych Dyplomów Sztuki Mediów odwiedziłam dwa razy. Z początku pobieżnie, przelotnie przyglądałam się powierzchowności wystawionych prac, sprawiedliwie poświęcając każdej z nich stosowną ilość czasu. Oglądając realizacje miałam poczucie przynależności do tymczasowej wspólnoty młodej, intermedialnej opowieści, a szczerą radość sprawiła mi możliwość oddania głosu na ulubioną pracę w ramach przewidzianej przez organizatorów Nagrody Publiczności.
Przy kolejnej „wizycie”, szukając bezpośredniej i niezakłóconej subiektywnym spojrzeniem drogi do transmisji tego, jak (a w dalszej kolejności co) mówi dzieło, postanowiłam dotrzeć do jednej z uczestniczek wystawy. Rozmawiałam z Klaudią Paliwodą, absolwentką Wydziału Sztuki Mediów Wrocławskiej ASP, artystką nominowaną do nagrody za dyplom składający się z dwóch realizacji: niezależnego filmu Zachwyt i Smętek oraz Psyche Killers - kanału na Youtubie, prezentującego osiem kilkuminutowych filmów, dokumentujących efemeryczne zdarzenia ze spotkań pewnej grupy młodych ludzi. Rozmawiamy w Ogrodzie Saskim (śpiewają wiosenne ptaki).
Julia Tyszka: Sztuka mediów to wciąż poszerzające się pojęcie. Co oznacza ono dla Ciebie, i jak w tym kontekście, a także w kontekście wystawy odzwierciedlającej pewne spektrum różnorodnych zjawisk powstających w obrębie sztuki mediów, odczytywać Twoją pracę?
Klaudia Paliwoda: Myślę, że Sztuka Nowych Mediów jest kierunkiem, który bardzo dobrze odpowiada współczesnym czasom. Mamy tyle możliwości wypowiadania się chociażby przez medium internetu, dostęp do profesjonalnego sprzętu, różnych technologii. Wydaje mi się, że to jest takie szukanie wspólnych mianowników i sposobów na połączenie tych różnych mediów, środków wyrazu. W kontekście samej wystawy, myślę że sztuka nowych mediów, multimedia czy intermedia, nie wiem jak to określić, są bardzo wymagające. Kiedy udało nam się postawić całą wystawę okazało się, że stworzyła się niesamowita kakofonia, że tak naprawdę każda praca wymaga specjalnej przestrzeni w której mogłaby wybrzmieć. Tam, w niewielkim pomieszczeniu wszystko się na siebie nakładało. Mi kompletnie nie wyszła ekspozycja kanału. Dostałam zepsuty tablet, potem kolejny, który nie działał, całość udało się naprawić dopiero na 15 minut przed otwarciem wystawy.
JT.: Wyobrażam sobie, że kanał na Youtubie jest wyrazem poszukiwania szerokiej publiczności. Zaczęłam się zastanawiać jak w tej realizacji kształtuje się relacja autor-dzieło-odbiorca, czy istnieje tu jakiś stały podział albo hierarchia, a może jest tak, że w ogóle się nad tym nie zastanawiasz?
KP.: Ten pomysł wyszedł na II roku. Podczas naszych spotkań w gronie przyjaciół, znajomych z kierunku, wyciągałam kamerę. Fascynowało mnie to, że rozmawiamy o różnych rzeczach, które wydawały mi się ciekawe albo, że w danym momencie nikt z nas się nie kontroluje i mówi zupełnie naturalnie, odsłaniając zakamarki duszy. Zależało mi na tym, żeby te efemeryczne momenty nie uleciały. Przez długi czas kamera je burzyła, przez cały III rok próbowałam znaleźć sposób żeby kamera ludziom nie przeszkadzała, żeby móc uchwycić ten moment. Dokumenty są właśnie o tej fascynacji ulotnością. Później okazało się, że te konteksty nie są do końca jasne, że odbiorców trzeba jakoś wprowadzić. Musiałam się do tego włączyć, co było trudne i stresujące do tego stopnia, że w pewnym momencie zamknęłam kanał, właśnie nie będąc pewna czy chcę udostępniać moją prywatność. Później trochę się odważyłam, dostałam dużo pozytywnych wiadomości od świata, ludzie utożsamiali się z bohaterami, dostrzegając to podobieństwo, autentyczność i szczerość postaci, dzięki czemu czuli się mniej samotni. Bardzo chciałam wyjść poza rodzaj akademickiego myślenia: co zrobić żeby moja praca była mocna, „dobra”? Chciałam znaleźć najszczerszy środek wyrazu, nie tworzyć „sztuki”, tylko powiedzieć coś prawdziwego. A co prawdziwego mogłam wtedy powiedzieć, mające te dwadzieścia dwa lata? Najważniejsze było przyznać się do tego, że jest się młodym, infantylnym, że się poszukuje. Że popełnia się błędy, robi rzeczy, które są głupie, i że one mają prawo takie być. Mam wrażenie, że na Akademii często próbuje się nas ukierunkować na robienie rzeczy, które nie są do końca nasze.
JT.: Na wystawie obecne są prace opierające się na warstwie literackiej, wykorzystujące słowo, a także koncept jako kluczowe medium. Czy uważasz, że Twoja praca odwołuje się do jakiejś konkretnej tradycji artystycznej? Baśniowa estetyka Zachwytu i Smętka przywodzi mi na myśl związek z opowieścią, literaturą. Zastanawiam się czy traktowałaś to jako zabieg formalny, czy może myślałaś o roli słów, o opowiadaniu?
KP.: Chyba kompletnie nie. Ten film łączył się z obrazami, które są na wystawie, choć trochę odwrócone i schowane w kącie. Założenie było jednak takie, że każdy kto chce może je zobaczyć, co nie do końca się udało, nikt nie był chyba pewny czy w ogóle można ich dotknąć. Chodzi tu o myślenie obrazem, ja nie myślę tekstem, słowem, nawet cały scenariusz do filmu to były po prostu obrazki, bez żadnego tekstu. Nie ma też żadnych dialogów, pojawia się tylko jedno słowo: kto? To jest opowieść, ale tylko obrazami. Myślę, że film mówi o wielu rzeczach, ale nie werbalnie.
JT.: Mówię o tym dlatego, że sama zauważam sporo tendencji łączenia literatury z innymi działaniami artystycznymi, wykorzystywania słowa do łączenia ze sobą różnych zjawisk w sztuce. Jest w tym nawet pewien trend, zastanawiam się jak Ty to postrzegasz, czy istnieje dla Ciebie jakaś tendencja z którą bardziej się utożsamiasz, za którą podążasz?
KP.: Świadomie do niczego nie nawiązywałam, ale ważna w tym kontekście jest sztuka ludowa. Motyw spaceru, samotnej podróży przez rodzinne miasteczko opisuje moje dzieciństwo, kiedy często zastanawiałam się: kto kiedyś chodził po tej ziemi, po której ja teraz chodzę? Docierałam do różnych niepopularnych opowieści o Wodnikach, Smętkach, Rusałkach. Mazurzy uosabiali to, co ich otaczało. Na przykład na dnie jeziora znaleźli piekło, Wodnik był więc diabłem, który prowadził tam ludzi w nocy, i tak tłumaczono śmierć. W ten sposób odnajdywali się wokół tej całej przyrody. Ja to czuję, kiedy zapuszczam się w dzikie tereny i zaczynam być sama z przyrodą czuję tę obecność. Wtedy wcale nie dziwię się, że ludzie próbowali ją sobie przybliżyć, nazwać. To też starałam się pokazać. Myśląc o dyplomie stwierdziłam, że muszę pokazać coś, do czego sama doszłam, że całą wartością takiej pracy jest pokazanie swojej drogi, poszukiwania własnych środków wyrazu. Nie inspirowałam się niczym, raczej szukałam swojego sposobu na ten film. Wydaje mi się, że to ma największą wartość, nawet jeśli wynik jest niedoskonały. Tworzenie swojego świata jest dużo trudniejsze niż inspiracja i podążanie za czymś innym, pójście utartą ścieżką.
JT.: To znaczy, że szczerość, autentyczność, analiza samej siebie jest dla Ciebie wartością?
KP.: Tak, artysta jest trochę jak medium opowiadające o świecie przez pryzmat samego siebie, nie da się tego uniknąć w procesie tworzenia. Dopiero przechodząc przez proces szczerego mówienia o sobie, co nie zawsze jest miłe, modne, i robi na innych wrażenie, można zacząć opowiadać prawdę o świecie. To się zdarza prędzej czy później, ale moim zdaniem tylko poprzez taki proces można zacząć robić ciekawe i wartościowe rzeczy.
JT.: Co znaczy nominacja w konkursie, jak postrzegasz Waszą grupową pracę nad wystawą?
KP.: Zawiodłam się tym, że żaden z uczestników nie zobaczył mojej pracy, choć ja sama przeanalizowałam każdą, nikt nie poświęcił tych trzynastu minut. Uważam, że należałoby to zrobić choćby z samego szacunku, faktu oddychania tym samym powietrzem. To jest rodzaj porażki, kiedy artysta biorący udział w tej samej wystawie podchodzi do Twojej pracy i opowiada o niej coś zupełnie sprzecznego z jej sensem, bo po prostu w ogóle jej nie widział.
JT.: Myślisz, że Twoja praca może stanowić jakieś wyzwanie dla odbiorców właśnie ze względu na jej długość i bardzo osobisty wymiar? Czy może ludzie są po prostu coraz bardziej nastawieni na sztukę, mówiącą w interaktywny albo zupełnie bezpośredni sposób rzeczy, na które można poświęcić kilkadziesiąt sekund, natychmiast je zrozumieć i przejść do kolejnej pracy? Mówiąc prościej: problem leży po stronie odbioru sztuki, czy może specyfiki prac wymagających zatrzymania, pochylenia się, nawet wielokrotnego powrotu?
KP.: To na pewno nie jest proste w odbiorze. Praca nie do końca wybrzmiała, ponieważ jest bardzo intymna, potrzebuje ciszy. W tamtych warunkach skupienie nie było do końca możliwe przez tworząca się kakofonię, która bardzo mocno zaburzała ciszę. Praca zdecydowanie wiele wymaga, skupienie się przez trzynaście minut na obrazie na pewno nie jest proste.
JT.: I jeszcze te pachnące lilie.
KP.: Tak, to też może dodatkowo przeszkadzać! Ale sztuka nie jest rozrywką. Idąc na wystawę dobrego malarstwa możesz sobie rzucić okiem te trzydzieści sekund na obraz, ale ja mam do tego trochę inne podejście, wiem że oglądając wystawę muszę wykonać pewną pracę, coś z siebie coś dać, żeby móc coś zabrać. A faktycznie jest takie dążenie w sztuce, żeby prace były mocne, żeby od razu uderzały.
JT.: Mają być oparte na tzw „myku”.
KP.: Tak, na czymś co od razu zauważasz i myślisz...
JT.: O, ale gość wymyślił! Sztuką jest jednak wpaść na sam pomysł, koncept. To jest zupełnie odmienne od tego co zrobiłaś, tam nie ma nic „trendi”. Ciekawi mnie ten sposób myślenia.
KP.: Tak, to nie znaczy że deprecjonuje wartość innych prac, to jest po prostu mój sposób myślenia. Uważam, że wartościowanie nie jest tu właściwe, coś może być oparte na prostym, uderzającym pomyśle, sprawiającym że dużo z tego wyniesiesz, a coś może być zupełnie inne, i tyle. Dlatego konkursy artystyczne są trudne. Kiedy zastanawialiśmy się co mielibyśmy wybrać jako najlepsze, przy tak dużej różnorodności prac, od razu pojawiło się pytanie: ale w jakiej kategorii? Wiedzieliśmy, że będzie to po prostu zależało od preferencji komisji, ich sposobu patrzenia. I super, wybrali świetną pracę, która bardzo mi się podoba, coś, co im odpowiadało. I nie mogli kierować się tu jakimiś innymi kryteriami.
JT.: Moje ostatnie pytanie dotyczy właśnie współczesnej krytyki. Jakimi narzędziami krytyka mogłaby się posłużyć w kontekście Twoich działań, i jaka byłaby jej idealna rola w świecie?
KP.: Po pierwsze polegałaby na poświęceniu uwagi na rzeczy niestandardowe, rolą krytyki
jest moim zdaniem otwartość, o której trudno mówić w tych czasach. Jury nie było na mojej projekcji dłużej niż dwie minuty, czym jestem trochę zawiedziona, ale nie mam pretensji.
JT.: Czy krytyka w świecie sztuki jest dla Ciebie ważna?
KP.: Bardzo, a najważniejsze jest to, czy sztuka działa na ludzi. Krytyka też jest ważna i często wartościowa, ale nie wiem jak to jest w tych czasach… Dlatego też zrezygnowałam z Akademii.
JT.: Mówisz o konkretnej uczelni, czy ogólnie?
KP.: Ogólnie…. Właśnie. Rozmawiałam z jedną z uczestniczek wystawy, autorką pracy Oswoić bezdomnego, okazało się, że znamy się z liceum plastycznego. Jest teraz doktorantką, ostatnio dostała naganę od rektora, dlatego że po prostu wyrażała swoją opinię, czyli jeżeli przychodzili studenci i pokazywali jej rzeczy zrobione na szybko, ona mówiła: słuchaj, to jest słabe, musisz nad tym jeszcze popracować. Okazało się, że to w ogóle nie pasuje instytucji, i że zniechęca studentów. Ja uważam, że bardzo ważne jest stawianie granic, czego teraz się nie robi na Akademii, a to jest bardzo ważne. Przychodzą ludzie, robiący wystawy na I roku z rzeczy, które są słabe, a nikt im tego nie powie. Studentów się pieści, a poziom naprawdę bardzo spada, to szczególnie widać po malarstwie. Nie mówię, że sama byłam jakimś świetnym malarzem, bo nie... Ale to mi przeszkadza, że nie ma jakichkolwiek granic.
JT.: Rozumiem, że nie chodzi Ci tutaj wyłącznie o technikę, ale bardziej o zaangażowanie, rodzaj poświęcenia?
KP.: Tak, chociaż techniczne sprawy też są ważne. Sztuki nie można robić na “odwal się”, trzeba być w tym trochę profesjonalnym, co nie zawsze wychodzi. Nie uważam, żeby mi samej to wyszło. Ale w momencie gdy widzisz w tym proces, kiedy ktoś się naprawdę stara i szuka, próbuje, jest zaangażowany, to jest jak najbardziej w porządku. Ale jeśli ktoś wychodzi z czymkolwiek i nie spotyka się z krytyką, która jest ważna, potem wychodzą na niektórych wystawach takie „kwiatki”. Trzeba podchodzić do tego trochę skromniej. To była moja pierwsza wystawa. Bardzo się bałam i nie byłam pewna czy to, co zrobiłam jest warte wystawienia. Dlatego bardzo ucieszyłam się, kiedy praca została włączona do konkursu. Trochę nie rozumiem ludzi, którzy na I roku studiów chodzą z podniesioną głową i uważają się za artystów. Jestem w tym jeszcze dość konserwatywna, ale po prostu nie lubię takiego podejścia. Cenię sobie pokorę i pracę, studia są po to żeby się uczyć, nie po to żeby być artystą. Do tego jeszcze długa droga.
JT.: Może krytyka pełni swoją rolę właśnie na Akademii?
KP.:Tak, choć potem oczywiście też jest ważna, krytycy przecież kręcą światem sztuki, ale masz też zamkniętych krytyków, którzy widzą świat przez swój pryzmat. Z drugiej strony jest przynajmniej przeciwko czemu się buntować, odbić, pomyśleć: ja tak chyba nie chcę, i pójść w swoją stronę.
Julia Tyszka
Klaudia Paliwoda, ur. w 1994 r. w Szczytnie, stypendystka Prezesa Rady Ministrów 2012 oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 2013. Laureatka nagród na Ogólnopolskim Biennale Malarstwa „Figury Ciała” i XXI Ogólnopolskim Plenerze Rysunkowo-Malarskim im. Krystyny Drążkiewicz, a także wyróżnień na Międzynarodowym Biennale Fotografii „Twórczość młodych”, ogólnopolskim konkursie fotograficznym „Młody Wawrzyn” i 7. edycji Ogólnopolskiego Studenckiego Konkursu Fotograficznego „Głębia Spojrzenia” – w kategorii Historie Prawdziwe.
AKCES Wystawa 5. Konkursu Najlepszych Dyplomów Sztuki Mediów, 16.05 - 07.06.2019, galeria Studio BWA, Wrocław.
0 komentarze